sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 31

(Stella)

        Obudziłam się wcześnie, zegarek wskazywał godzinę 8.00. Odwróciłam się w stronę osoby, którą gościłam w łóżku. On już nie spał, leżał a obok niego maleńka dziewczynka która słodko gaworzyła. Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na łóżku. Maleństwo zobaczywszy, że nie śpię od razu wyciągało do mnie swe malutkie rączki. 
- Długo już nie śpi? - zapytałam chłopaka, który myślał chyba o niebieskich migdałach. 
- Jakoś przed tobą - westchną. Oj chyba coś się stało. - W nocy ją tu przeniosłem, śpi jak aniołek.
- Wiem - wtrąciłam i wstałam z córeczką z łóżka. Położyłam ją na przewijaku i zmieniłam pieluszkę, przebrałam jeszcze w jakieś spodenki i było cudownie. - Harry co się stało? 
- O 11 mam próbę, wiesz dziś koncert - westchną i nakrył sobie twarz poduszką. - Jak ja nie chcę iść. Jak myślisz Daniel by mnie zabił gdybym zapytał o przełożenie? 
- Nawet o tym nie myśl - zaśmiałam się, cóż mój ojciec nie jest taki zły, ale jestem jego małą dużą dziewczynką a Harry jest ojcem mego dziecka więc tata może mu urwać uszy jeśli podpadnie. 
- Aż tak źle? - zapytał wystraszony, ja zaczęłam się śmiać. On nie wiedział co zrobić. Wstał z łóżka i ubrał spodnie. - To chyba będę się zbierał. - włożył na siebie czarną koszulkę. - To o 16 się widzimy - mrugną do mnie okiem, podszedł i pocałował Izzy w czółko. W ciągu sekundy znikną za drzwiami mojego pokoju. Ciekawe kogo spotka po drodze. 
- No i zostałyśmy same - szepnęłam do dziewczynki która była zafascynowana moją gumką do włosów.
        Zeszłam z dziewczynką na dół, pora zrobić jakieś śniadanko dla małej, no i dla mnie. Tez muszę jeść. A coś mi się zdaje że trzeba zrobić zakupy tyle ludu w tym domu... W kuchni spotkałam ciotkę, karmiła właśnie Annie.
 - Dzień dobry - rzuciłam z uśmiechem. - Jest jeszcze kaszka?
- A no dobry dobry - zaśmiała się - dla ciebie chyba bardzo dobry. - Ależ ona miła... dźgnęłam ją palcem w bok. - Jest kaszka, zrobiłam wam, stoi na kredensie.
- Dzięki jesteś kochana - rzekłam i posadziłam córeczkę w krzesełko dziecięce. Izzy była bardzo zajęta patrzeniem się na swoją kuzynkę. Ale za to grzecznie jadła. czasem potrafi mnie zdenerwować, ale to jeszcze dziecko, ona malutko rozumie. - Co dziś robisz? - zwróciłam się do Sus.
- Masz coś na myśli? - no dalej dalej.. wyciągnij to ze mnie.
- Mam - rzekłam... - Dziś jest koncert, zapraszam cię i Petera. Malutką może zająć się mama.
- Dzięki za zaproszenie. Chciałabym przyjść ale nie mogę, Peter ma jakieś sprawy do załatwienia z Nickiem i Tedem. Powiem ci coś w tajemnicy - ściszyła głos do szeptu. - Nick został współwłaścicielem salonów samochodowych Teda, chcą aby Peter wszedł z nimi do spółki.
- Gratulacje - pisnęłam.. chyba zrozumiałam o co chodzi... - Czyli się tu przeprowadzacie?
- Tak, właśnie szukamy mieszkania, nie będziemy ci siedzieć  na głowie. - rzekła i uśmiechnęła się.
- Przecież mi nie przeszkadzacie - powiedziałam odkładając pustą miseczkę po kaszce. Wytarłam dziewczynce buzie, zdjęłam śliniak i dałam jej do zabawy gumową łyżkę. Ale mała zafascynowana...  - Właśnie sie ciesze że jesteście, bo ten dom jest zdecydowanie za duży na mnie. A właśnie - gdzie mój pupilek?. - Gdzie jest Chicki. 
- Lata gdzieś po podwórku.- ciotka wyjęła swoją córkę z krzesełka. - Alex dzisiaj z rana poszła niby do pracy. Twoja menadżerka po nią przyjechała ustalają ubrania w sprawie dzisiejszego koncertu.
- Sus, mam takie małe pytanko - trochę się speszyłam, ponieważ jest siostrą mojej matki. Masakra.. Nasze dzieci są w tym samym wieku, a Annie będzie dla Izzy ciotką. To dopiero się porobiło. 
- Wal śmiało - zaśmiała się widząc moją zdezorientowaną minę. 
- Co myślisz o Harrym? Pasuje do mnie? Może z kimś innym by mi było lepiej? - wypaliłam z grubej rury.Ona zaczęła się po prostu śmiać. Wkurzona wzięłam kawałek bagietki i poszłam do salonu z dziewczynką pod pachą. 
- Oj no sorry - 26 letnia dziewczyna doszła do mnie, posadziła małą Annie na kanapie obok mojej Isabelle. - Wiesz dziwie się tobie trochę Niall był w porządku, ale i tak ciągnęło cię do Harrego, dziewczyny się wygadały.  Wiesz że blondas i tak czuje się zraniony... Musisz coś zrobić Stela to ważne.
- A co jeśli... - mam plan szatański plan, który zdradza mój zadziorny uśmieszek. - Idziesz dziś na koncert Matka pilnuje dzieci chłopaki mają sprawy do załatwienia przecież... Na koncert ściągnę Skyler i myślę ze chłopaczkowi w oko wpadnie.
- A ty jak zwykle... - pokręciła głową, co żenujące to? - Pocieszenie u innej? 
- Oni mają dużo wspólnego, dobrze to wiesz. - zrobiłam chwile przerwy. Skye miała trudne życie, dzieciństwo, nie miała bliskich, była w domu dziecka, znalazła nową rodzinę. Ale nigdy nie zapomniała o swoim pochodzeniu, Irlandia. To jej kraj, tak jak i Nialla. - Jak dużo wiesz o naszej Skye?
- No tyle, ile Nick mi powiedział gdy jeszcze byli razem. - Westchnęła cicho, chyba żałuje że jej brat nie jest z moją przyjaciółką. - Wiem że trudno w życiu miała. 
- Jest sierotą - powiedziałam to mimo iż nie powinnam... obiecałam.. - Jej ojciec został skazany na dożywocie, jak była mała miała może z 3 lat  wtedy, matka ją zostawiła jakoś po urodzeniu. Ostatnio jak się dowiedziałam jej ojciec się zabił, w więzieniu. Nie zrobiło to żadnego szoku u nikogo. I dobrze że zginą, ale jednak nasza brunetka nie miała się gdzie podziać. Jakoś po aresztowaniu jej ojca rodzina Malone postanowiła ją zaadoptować. Mieli już trójkę dzieci ale pragnęli jeszcze jedno. Była trudnym dzieckiem, spokojnym miłym, ale potrafiła zwariować.  Nick ją ustatkował, a sam był nieobliczalny. Najwyraźniej dorósł... Myślę ze dziewczyna dogada się z Niallem on jest słodki i wrażliwy jak ona, do tego skryty i cichy, nieśmiały. Uda się.. 
- Yyy.. Nie wiem co powiedzieć - rzuciła blondynka. Co cioto zatkało? heh...
- Idź się ogarnij, umyj się, ubierz ładnie i wychodzimy, ja popilnuje dziewczynek, a i obudź Harpera po drodze. - wskazałam palcem na piętro jak bym chciała ją wygonić.
- Tak jest - zasalutowała mi, wybuchłam niepohamowanym śmiechem. A ze mną Izzy która ciągnęła Annie za włosy, rozdzieliłam dziewczynki, dałam im różne zabawki, włączyłam telewizor. O super bajki jeszcze lecą. Uspokoiły się, jak na razie. Napisałam smsa przyjaciółce z moim planem wyswatania dwójki przyjaciół. Jak ją zobaczy niech wymota zajebista ciuszki.

(Alex)

        Nie no myślałam , ze będzie inaczej. Że praca stylistki jest lajtowa, myliłam się. O 7.00 Tara zabrała mnie w miejsce gdzie ma być koncert, ustaliliśmy garderobę Stelli, jak się dowiedziałam mają być jeszcze inni artyści np. Jesse J, te parszywe sztuczne Little Mix, Adele, Ed Sheeran, Olly Murs, Tulisha, James Arthur, Lawson i inni. Ahaaa... Więc to ma być ten koncert życzeń. Koncert będzie leciał na żywo w tv, a wiec muszę dobrać przyjaciółce coś fajnego. Są przygotowane różne wzory na stój sceniczny Stelli, jednak ja to zrobię po swojemu mam 6 godzin by zrobić szkic i zdobyć dodatki, odpowiednie ciuchy kupimy. Tak więc w co mamy ją ubrać? 
- Tara? - zwróciłam się do menadżerki, smsowała do kogoś.
- Tak, coś się stało? - zapytała wracając do rzeczywistości. 
- W co Stell ubierzemy? - zapytałam - No wiesz, jest dużo  pomysłów, np: w sukienkę i szpilki, spodenki, bluzka, trampki, spodenki, krótka bluzka, trampki/szpilki, spódniczka, bluzka, adidasy/trampki/szpilki...
- Jak myślisz w czym będzie jej wygodnie? - zapytała. - Hipsta, rock, sexy? Pokaż jej osobowość, podkreśl jaka ona jest. Nie bój się eksperymentować. 
        No więc postanowione mam pokazać Stellę... trudne to będzie, ona jest zmienna, n a scenie najwygodniej czuje się  w trampkach, z racji, że mamy lato a dziś jest mega gorąco to wypieram ciepłe kolory, bluzka z jeansowym kołnierzykiem, bo taka jest teraz moda, oraz spodenki. Super play są teraz tylko szkic. 
        2 godziny zajęło mi rysowanie trzeba było wprowadzać różne niewyobrażalne poprawki. Tara gdzieś zniknęła. Miała wykonać różne telefony. No super a co ja mam robić? Siedzieć bezczynnie? Nie musiałam długo czekać bo zjawiła się zguba i poszłyśmy w miasto, fundusz był nieograniczony.  Zwiedziłyśmy połowę miasta, byłyśmy tylko w najdroższych sklepach. Kupiłyśmy wszystko co potrzebne i miałyśmy wolne.  No to znaczy ja miałam. Poszłam sobie do piekarni,  cóż śniadania nie jadłam, kupie bułkę i pójdę na spacerek.
        Weszłam do lokalu, przyjemny zapach unosił się w powietrzu. Spojrzałam na wypieki będące ukryte za szybą, mm aż ślinka leci. Na co się tu zdecydować? Może... 
- Co podać? - usłyszałam znajomy głos, podniosłam głowę i zaniemówiłam, Skye. 
- Hej - rzuciłam radosna. - Pracujesz tu?
- Jak widać - burknęła chyba zmęczona, lub zła. Dobra nie będę drążyć tematu. - Poproszę bułkę z budyniem, dwa maślane rogaliki i late.
- Na wynos? - próbowała wysilić się na miły ton, coś jej chyba nie wychodziło. Nie no zaczynam się martwić, coś musiało się stać.
- Nie, na miejscu - próbowałam się przymilać. Widząc jej smutek nie mogłam, nie potrafiłam. Grzecznie zapłaciłam za zakup i zanim poszłam do stolika zapytałam - Kiedy kończysz? 
- Niedługo - odpowiedziałam bez emocji.
- Zaczekam na ciebie i się przejdziemy - zaproponowałam, jednak nie uwzględniłam tego, że odmowy nie przyjmuję. 
- Alex, nie musisz naprawdę, poradzę sobie - rzuciła i już chciała odejść ale zatrzymałam ją ciągnąc za fartuszek. 
- Nie zostawiam ludzi w potrzebie - powiedziałam i posłałam ciepły, pocieszając uśmiech, dziewczyna taż lekko się uśmiechnęła. - Pracuj spokojnie ja poczekam.
        Widziałam jak brunetka krząta się po lokalu, obsługuje gości, sprząta stoliki, dostawia smakołyki. A ja co? Zachowywałam się jak paskuda, Stella obwieściła mi w smsie, ze chce zabawić się w swatkę... nie wiem czy to dobry pomysł. Mam po prostu namówić ową brunetkę na jakieś fajne wdzianko. Ciekawe jak mi wyjdzie? A tak w ogóle , w co ja się ubiorę? Muszę iść na zakupy. Po prostu muszę wyglądać super, nienawidzę Malika, chuj z niego. Będzie tam ta jego dziunia, mszę pokazać, że jestem 1000 razy lepsza. 
- Już - przede mną pojawiła się dziewczyna wyrywając mnie z zamyślenia. - Więc...
- A więc.. - od czego by tu zacząć. - Może przejdziemy się gdzieś?
- Jasne - wysiliła się na uśmiech. Wstając dokładnie przyjrzałam się jej ubiorowi. Obcisłe jasne rurki podkreślały kształt jej nóg, zazdroszczę normalnie, jest taka zgrabna. Nałożone miała świetne okulary, nie wyglądają na zwykłe ze stoiska. Musiały nie źle kosztować. Wyszłyśmy z piekarni, wtedy właśnie bardziej przyjrzałam się lokalowi, Sky's. 
- Jest twoja? - ze zdumieniem wpatrywałam się w dziewczynę. Ona skinęła tylko głową. - Wow... - jak ona sobie tak poradziła.
- Wiesz moi rodzice są... - pokręciła głową, tęskni za nimi?
- Co jest? - zapytałam jak gdyby nigdy nic. Nie znam jej za bardzo ale chce wiedzieć. 
- Nic ważnego - posłała mi uśmiech. No i postanowiła zmienić temat - Co myślisz o moim nowym lokalu?
- Bardzo przytulny, przepyszne wyroby, pobudzająca i dobra kawa, a obsługa na 6 - mam nadzieję, że to jej humor poprawi.
- Wiesz, zamierzam może coś jeszcze dodać, bo coś nudno sie wydaje. Myślę o zrobieniu stoiska z lodami, może zamiast piekarni zrobię z tego cukiernio - restaurację. Dużo jest miejsca w środku. 
- Bardzo dobry pomysł - rzuciłam przyjaźnie. - Masz już jakiś projekt?
- Właśnie pracuję nad tym ze starszym bratem - zabrzęczał właśnie jej telefon. Po minie sądzę, że to coś ważnego. Nie będę podsłuchiwała. Albo może jednak...
- Yyy... Hej - dziewczyna delikatnie się odezwała. Ciekawe kto to? - Właśnie wyszłam z pracy... Kiedy?... To powiedz im, że mnie nie będzie... Wymyśl coś! - tym razem warknęła jest wściekła, bardzo. - Proszę cię... Josh... No, że jestem w Europie gdzieś... Musi podziałać... - przez chwile sie nie odzywa chyba słucha. - To tylko 5 lat... Gadamy na skypie... - spojrzała na mnie, kurde przyłapała na gorącym uczynku. - Słuchaj... Nie mało ci płace za projekt i rozbudowę... Zrób to dla młodszej siostry - a więc to jej brat. - No to fajnie... Pa braciszku.
- Rodzinka? - zapytałam i zaśmiałam, ona razem ze mną.
- No bo wiesz... - chyba jest jej ciężko się wysłowić. Mijamy po drodze galerie, butiki, sklepy sławnych projektantów. Bez celu idziemy przed siebie.  Nagle przed nami wyrasta jakaś para, chyba w wieku mojej matki. - Mama, tata... - Skye zbladła, stała jakby zobaczyła ducha.
- Dzień dobry - przywitałam się miło z rodzicami koleżanki. - Jestem Alexandra Grey.
- Witaj - odezwała się kobieta. Jej głos jest delikatny, miły i ciepły. Z uśmiechem na twarzy podała mi rękę, którą uścisnęłam. W jej ślady poszedł stojący obok mężczyzna. - Nazywam się Agatha Malone, to mój mąż Adam.
- Bardzo mi miło państwa poznać - uśmiechnęłam sie równie ciepło jak owa kobieta.
- Skyler - pan Malone uściskał córkę - Dzwoniliśmy do ciebie od tygodnia.
- Przepraszam byłam zajęta - dziewczyna nie wiedziała co robić, unikała spojrzenia rodziców.
- Skye - pani Malone przytuliła brunetkę, ale szybko puściła. - Jak długo jesteś w Londynie.
- 2 miesiące - szybko stała się rozdrażniona, mówiła bez żadnych emocji. Chyba muszę się wycofać, ale... To takie fascynujące. - Byłam zajęta, nie miałam czasu się odezwać.
- Rozmawiałaś z rodzeństwem? - na pytanie mężczyzny przekręciła oczami. Chyba powinnam się wtrącić...
- To może ja już będę uciekać - zwróciłam się do Skye. - Pójdę zobaczyć co u Stelli. - uśmiechnęłam się do państwa Malone. - dowidzenia - wtopiłam się w tłum ludzi mijających mnie. 
Dzisiejszy ranek jak na razie dziwny jest, czy moje być jeszcze gorzej? Co jeszcze się dowiem nie koniecznie o którejś z przyjaciółek. Szłam spokojnie chodnikiem oglądając wystawy w sklepie i coś mnie podkusiło by wejść do jednego. Szybko tego pożałowała bo to co tam zobaczyłam przekracza wszelkie możliwości... Harry i Nicole lecieli w ślinę! Dyskretnie przeszłam obok nich i schowałam się za wieszakami, niby oglądałam wiszące tam koszule damskie. Wyjęłam z torebki telefon i cyknęłam parę fotek na dowód tego co zobaczyłam. Pokażę to Stelli, musi się dowiedzieć. Podeszła do mnie jakaś młoda dziewczyna, obserwowała mnie.
- Co Pani robi? - zapytała podejrzliwie.  Miałam mało czasu na wyjaśnienie. Jej wielkie szare oczy świdrowały mnie, przerażające.
- Podoba mi się ta koszula, chciałam ją kupić przyjaciółce na prezent, lub sobie. Zrobiłam jej kilka zdjęć. - jakoś wybrnęłam, bo jej reakcja się zmieniła posłała mi firmowy uśmiech.
- Mamy nową kolekcję Abby Down, jeśli to panią interesuje, kolorowe koszule bardzo szybko się wyprzedają. Zostały nam eleganckie białe bluzki, T-shirty oraz spodnie. - prowadziła mnie do stoiska. Nie spuszczałam z oczu tej męskiej dziwki (Harrego) i jego nowej panny. Kobieta coś mi opowiadała a ja dyskretnie pisałam smsa do Sam.


"Nowy butik przy Oxford St. szybko. Czerwony Alarm! Pomyliliśmy się wszyscy! Jak nie jesteś zajęta chodź tu, CZEKAM!"

        Kliknęłam wyślij. Młoda kobieta pokazująca mi ubrania odsunęła się na bok dając mi dostęp bym coś sobie wybrała. wzięłam leginsy, białą bluzkę i wsadziłam do koszyka. Potem poszłam oglądać sukienki. Romansująca parka zdążyła już dawno wyjść ze sklepu nie zauważając mnie. Wysłałam Harperowi, Sam oraz Liamowi zdjęcia które zrobiłam. Oczywiście oczekuję wyjaśnień. Stella nas wszystkich pozabija jak się dowie. Na wyświetlaczu mojego telefony pojawiła się Sam... 
- Hej - odebrałam cicho.
- Czy to jest to o czym myślę? - zapytała zdyszana. Co ona na treningu? Siłowni?
- Owszem - rzuciłam. - Czy ty biegniesz?
- Biegłam, ale jak zobaczyłam zdjęcie wpadłam na parkometr. - nie no Sam nieogarnięta. 
- Haha - zaczęłam się śmiać.
- No serio, aż bilecik jakiś wypadł - rzuciła gniewnie, nadal się śmiałam. - A więc, Harry i Nicole. Wysłałaś to Stelli? 
- Nie jeszcze jak na razie tylko ty, Harper i Li to dostaliście. - w słuchawce panowała cisza, słyszałam trąbienie samochodu. - Jesteś? 
- Tak, jestem, nie uwierzysz kto właśnie jechał - jej radosny głos mógł zwiastować wszystko.
- No oświeć mnie - warknęłam, oczywiście tak dla żartów.
- Eleanor - ona? A już myślałam, że będzie jakaś sensacja. - Dobra jestem w pobliżu butiku. Robisz tam zakupy? 
- Tak, no tylko muszę zapłacić.
- Świetnie - zaśmiała się, z czego ona tak się śmieje.  - To tam na przeciwko jest kawiarnia spotkajmy się w niej.
- Jasne będę czekać. - walnęłam to telefonu. schowałam go szybko do torebki i poszłam w stronę kas, byłam tylko ja w sklepie.  
        Miła młoda kobieta która pokazywała mi ciuchy szybko mnie obsłużyła zapłaciłam ponad 100 funtów i pobiegłam do kawiarni.


(Skye)
                                                                               
        Londyn rodzinne miasto moich rodziców adopcyjnych. Zapowiadał się przekonujący spacerek z Alexandrą.. cóż niestety rodzinka mi w tym przeszkodziła. Blondynka dała dyla póki mogła, zostałam sama. Josh krył mnie przed wszystkimi choć wiem, że Maxwell oraz Ivy wiedzieli, że jestem w Anglii. Podróżowała dużo po świecie. Do czasu, aż spotkałam kogoś. Nicka. Mojego byłego chłopaka, wujka  mojej najlepszej przyjaciółki. Pomógł znaleźć mi mieszkanie i wszystko inne. On.. właśnie on, ten który mi kiedyś pomógł żeni się. Postanowił dorosnąć. Z tego co wiem, knuje coś z Maxem, w końcu najlepsi kumple jeszcze z liceum. 
- Skye - w moich uszach rozbrzmiał głos mojej starszej siostry. Dziewczyna podeszła i mocno mnie przytuliła. - Siostrzyczko, stęskniłam się.
- Ivy - pisnęłam z radością odwdzięczyłam się siostrze przytulasem. 
- Skyler - głos matki był bardzo oficjalny - Może wpadniesz dziś do nas na kolację?
- Z chęcią, ale niestety dziś nie mogę, idę na koncert dobroczynny. - Nie chcę jeszcze przychodzić do rodziców.
- Maxwell jest jednym ze sponsorów, może się spotkacie - uśmiechnął się tata. Dawno go nie widziałam. 
- Skye, dziecko - matka zaczęła chlipiąc. - Byliście tacy zżyci, nierozłączni. Gdy skończyłaś 18 tuż po twoim wyjeździe Max również wyjechał i zaczął rzadko się do nas odzywać. Jak już chcemy wpaść to musimy bez zapowiedzi, bo wymiguje się. Ale Cambridge skończył z wyróżnieniem. 
- Wiem mamo - rzekłam delikatnie, ale stanowczo. Do czego ona zmierza. - Ja ukończyłam Oxford, też z wyróżnieniem. Podróżowałam gdy mogłam, jak na razie będę w Londynie zobaczymy co dalej. A teraz wybaczcie, muszę iść.
- Dobrze było cię w końcu spotkać mała - głos siostry taki miły, jak matki mimo iż żadnego pokrewieństwa między nami nie ma. 
- Trzymaj się Skye - rodzice uścisnęli mnie mocno. - zadzwonimy jutro do ciebie w sprawie kolacji. - kiwnęłam im głową i odwróciłam się szłam dość szybko nie wiedząc dokąd zmierzam. Co ja chcę zrobić? Muszę porozmawiać z paroma osobami. Wybrałam numer osoby do której nigdy bym tak po prostu nie zadzwoniła.
- Malone - odezwał się w słuchawce twardy męski głos. Ten sam który zapamiętałam wyjeżdżając. Wtedy był jeszcze na uniwersytecie. 
- Część - szepnęłam. Trzymaj się dziewczyno - powtarzałam sobie w myślach.
- Skyler? - zaskoczony odezwał się. Nastała niezręczna cisza, nie wiedziałam co powiedzieć. On najwyraźniej też. - Co tam? - musiał to przerwać.
- Spotkałam właśnie rodziców - rzuciłam, no bo w sumie co mam mu powiedzieć? "Cześć braciszku, tęskniłam a ty?" Oj nieee.
- Kiedyś musiało to nastąpić - rzekł jego głos świadczył o tym że się rozluźnia, czyli musi być w pracy. Czym to się on zajmuje?... Wszystkim dosłownie.
- Dochodzi 12 godzina, zjemy razem lunch? - zapytałam z nadzieją.
- Nie mogę wyrwać się z pracy, ale możemy zjeść w moim biurze. Zamówię coś - rzekł. Barwny świat zaczął stawać się szary. Co ty do cholery Skye wyprawiasz?!
- Fajnie - rzuciłam. - No to jestem w drodze. 
- Do zobaczenia - rzucił i się rozłączył. 
        Czy ja dobrze zrobiłam? Rozmowa z bratem będzie trudna, nie jesteśmy już dziećmi. Już nic nas nie łączy. Nie rozmawialiśmy od świąt 2 lata temu. Ruszyłam prosto przed siebie, dobrze znajdować się w centrum. Weszłam do dużego budynku w którym mieści się firma brata. Cicho podeszłam do recepcji, zasiadały tam 2 blondynki. Odezwałam się głośno. 
- Dzień dobry! - dziewczyny spojrzały na mnie zaskoczone. - Ja do pana Malone.
- Czy była pani umówiona? - zapytała jedna.
- Owszem - tak dziewczynki, ja tu rządzę.
- Jak pani się nazywa? - zapytała druga. 
- Skyler Malone - na ich twarzach widoczne było zaskoczenie, oraz strach. Eh, mój brat prowadzi firmę twardą ręką. 
- Pan Malone panią oczekuje, piętro 16. Tam już panią pokierują - odezwała się jedna. Posłałam im tylko sztuczny uśmiech i odwróciłam się w stronę wind. 
        W windzie leciała cicha melodyjka a raczej piosenka i to nie byle kogo, a Stelli "Smile". Winda zatrzymała się na 16 pietrze, a tam kolejna recepcja, parę drzwi duży korytarz, stolik, kanapa i schody. odeszłam do brunetki siedzącej za ladą podejrzewam ze to sekretarka? 
- Ja do Maxwella Malone - odezwałam się bez emocji. Denerwuję się. Dziewczyna wstała zza biurka obczaiła mnie wzrokiem i wskazała ręką na drzwi.
- Proszę wejść szef panią oczekuje - rzekła z uśmiechem. Cóż za to jej płacą. Podeszłam do drzwi i weszłam bez pukania. Wysoki brunet, szczupły i umięśniony w garniaku. Rozmawiał przez telefon odwrócony w stronę okna.
- Ekhmm - odchrząknęłam sztucznie. Odwrócił się  w moją stronę i delikatnie uśmiechną. Ręką wskazał kanapę, na której wygodnie usiadłam. 
- Skye - odezwał się miło po skończonej rozmowie. Usiadł obok mnie i wziął w swoje ramiona. Tak oto mój brat, ten który mnie bronił, który pokazał mi świat, który dawał oparci i to na zmianę z Nickiem. - Ile to minęło od naszego ostatniego spotkania?
- 2 lata - odezwałam się nie śmiało. i rozejrzałam się  po gabinecie, jasne ściany z obrazkami, zdjęciami, ciemne meble. Tak nudno. - Wiesz pomyślałam że pora spotkać się ze starszym bratem. W sumie nudziło mi się, nie wiedziałam co zrobić.
- Dobrze cię rozumiem. Tyle razy łapałem za telefon aby z tobą porozmawiać, dowiedzieć się co słychać. - wziął głęboki oddech. - Jesteśmy rodziną.
- Max, wiem o tym, pamiętam - uśmiechnęłam się szczerze i z szacunkiem. - Jak tam w pracy?
- Ostatnio kupiłem parę firm, lubię być szefem szefów. - zaśmieliśmy się.
- A co ze Sky's? - zaskoczył mnie tym pytaniem. -  Josh mi się pochwalił. - no tak mogłam się tego spodziewać, ten to ma długi język.
- Planuję rozbudowę, ze zwykłej piekarni chcę zrobić kawiarnię - odpowiedziałam i w skrócie wyjaśniłam co bym chciała zmienić, co dodać i takie tam. Jestem pewna, że wcale go to nie interesuje.
- Zjedzmy może coś - zaproponował, skinęłam delikatnie głową i wstałam z kanapy, on razem ze mną. Podeszłam do regału, segregatory, teczki, książki. Szef szefów. - Interesują cię przelewy?  spojrzał pytająco. Wywróciłam oczami i wróciłam na kanapę. Brat podał mi pudełko chińszczyzny. Kurczak z ryżem na ostro.
- Pamiętam jak z tatą jeszcze w Birmingham jeździliśmy do chińskiej restauracji na kolacje, zawsze gdy mama wyjeżdżała - zaśmiałam się. To były kolorowe wspomnienia. Byliśmy wtedy dziećmi.
- Lubiłaś bardzo ciasteczka z wróżbą, ale niestety nie umiałaś czytać. Z Joshem lub Ivy musiałem czytać za Ciebie. - tak, on mnie nadal będzie traktował jak dziecko. 
- Miałam 5 lat, ale wiesz w końcu nauczyłam się czytać - rzekłam dostojnie z dumą. Skończyłam bardzo dobrą uczelnię. 
- A właśnie - zaczął jedząc swoją chińszczyznę. Jak zwykle opycha się makaronem z kurczakiem w ostrym sosie. - Co myślisz abym zatrudnił jakąś ładną buźkę do reklamowania firmy? Jakaś sesja, reklamy.
- Fajnie. Malone Enterprises International przyda się reklama - wepchnęłam sobie jedzenie do ust. - Masz już kogoś na oku? - Nie odpowiedział, tylko wyszczerzył swoje ząbki, obrzydliwie białe. On ma już dziewczynę do promowania firmy.
- Choć zobaczymy co jest w ciasteczkach - zaproponował, jego jadaczka ciągle żuła, nie zdziwiłabym się gdyby skończył swój lunch.
- Ja pierwsza - ucieszyłam sie, odstawiłam prawie puste pudełko na mahoniowy stolik i przełamałam ciastko. - Chcesz przeczytać?
- Ha! - krzyknął - wiedziałem tylko kłamiesz że umiesz czytać.
- Maxwell - upomniałam go. - Jesteś dorosły, a zachowujesz się jak dziecko. - On westchnął, dałam mu karteczkę.
- Coś unosi się w powietrzu - odczytał. Wróżba jak wróżba, denna i nie prawdziwa. Wzięłam jego karteczkę.
- Niedługo ktoś całkowicie cię odmieni - po odczytaniu śmiałam się aż dostałam kolkę, brat obrażony zaczął zjadać moje jedzenie. - Słyszałam że jesteś jednym ze sponsorów tego koncerty życzeń czy jak go tam.
- Bardzo szczytny cel. - odpowiedział z powagą. - Idziesz na niego?
-  Owszem, przyjaciółka mnie zaprosiła. - powiedzieć mu o Stell? a tam sam może się domyśli.
- Ja muszę dłużej w pracy zostać. - oj zapracowany kłamca. Wystarczy rzucić , że nie chce iść i koniec.  
- Jutro kolacja u rodziców, przyłapali mnie - westchnęłam. Zaczął się śmiać.
- Tak samo jak wtedy gdy obściskiwałaś się z moim najlepszym kumplem? - oj mu dzisiaj humorek dopisuje.
- My się tylko całowaliśmy! - warknęłam. Oj nie Malone, nie wpieniaj mnie lepiej. - Myśleli, że jeżdżę gdzieś po całej Europie, a tu niespodzianka jestem w Anglii. 
- To może jutro podjadę po ciebie? Pojedziemy do rodziców razem, jak za dawnych czasów? Najbardziej zżyci? A później skoczy y na tą kolację Nicka? - zaśmiałam się. On się stęsknił. Przytulił mnie.
- Oj braciszku, tęskniłam i głupio mi było się z tobą spotkać. - no cóż. Miałam moje wywody kontynuować ale przerwała nam jakaś blondi.
- Proszę Pana, przyszedł Pan White - nie no tylko nie on..
- Ja będę się zbierać - racja Skye wiej, chyba nie chcesz spotkać się z byłym.
- Zadzwonię siostrzyczko - mrugną do mnie okiem i odprowadził do drzwi. Kobieta gapiła się dziwnie. Obok niej stanął Nick
- To do usłyszenia - rzuciłam braciszkowi. - Cześć Nick - skiną do mnie z uśmiechem i znikną za drzwiami biura. 
        Weszłam zmieszana do windy, ja nad sobą nie panuję. Skye skup się!! Napiszę do Stelli, pójdę do niej, albo pojadę taksówką.

"Wpadam do ciebie zaraz, musimy pogadać."

Nacisnęłam wyślij.  Winda stanęła na parterze wyszłam z niej z uśmiechem na twarzy. Sztuczny uśmiech najlepsza broń, odstrasza każdego. 


(Stella)

        Siedziałam na kanapie pilnując dzieci gdy tymczasem mój kochany kuzyn Harper w dresach i czarnej bluzie wybiega z domu nie wiem co się stało. Zaraz ma przyjść Skyler, a ja nie ogarnięta. Chwilę później do domu wpada Alex z Harperem a za nimi Sam, Liam i Zayn. Uśmiechnęłam się speszona. Ludzie jestem w piżamce. Przyjaciele weszli do salonu i usiedli na kanapie. Izzy zauważywszy Liama zaczęła krzyczeć w jego stronę. O jaka, podrywa wujka. Annie ciągała Harpera za nogawkę więc ten wziął ją na ręce i zaczął się bawić. Moje dziecko siedziało spokojnie oglądając najnowszego I Phone.
- Stella musisz coś wiedzieć - zaczęła delikatnie Sam - ostrzegam to ci się nie spodoba. 
- Wiemy że coś jest między tobą a Harrym - odezwała się Alexandra.
- A prościej mówiąc - wtrącił się Zayn - zakończ to. 
- O co wam chodzi? - z wściekłością zapytałam. Harper spojrzał na mnie ze współczuciem. Mogę się spodziewać, że będzie gorzej niż do tej pory.  Blondynka wyjęła telefon w którym widniało zdjęcie Harrego i Nicole. - Skąd to masz?
- Byłam w sklepie a oni tam okazywali sobie bezwstydnie czułość. - wyjaśniła. Co za chuj.
- Zakończ to proszę - szepną Liam. - Nie tylko ty masz kłopoty. My też mamy. Harold stał się..
- Męską dziwką - Malik dokończył zdanie.
- No wiem jaki jest Harry lubi dziewczyny, ale... - nie wiem nawet co powiedzieć. Cholera.
- Stell, zadzwoń do niego. Teraz, a i Niall go szpieguje jakby co - Liam mój najlepszy z najlepszych przyjaciół tuż po Alex i Sam posadził dziewczynkę na kolanach Zayna i mnie lekko szybko przytulił, na pocieszenie. - Louis z Elką jeżdżą samochodem coś szykują, jakaś niespodzianka czy coś.
-Dobra zadzwonię - rzuciłam i sięgnęłam po telefon. 
- Zrób głośno mówiący - poprosiła Sam. Jeden sygnał... dwa... trzy...
- Halo - głos Harrego rozbrzmiał w pokoju. Isabelle zaczęła się rozglądać. Nie widząc bruneta zajęła się kurtką dżinsową Malika.
- Harry, chcesz mi coś powiedzieć? - trzeba walić prosto z mostu.
- Raczej nie - jego głos był zachrypnięty bardziej niż zwykle, denerwuje się.
- Wiesz, ptaszki mi doniosły że dziś chodziłeś po sklepach z Nicole, randka się udała? - brawo Stell zmiażdż go!
- Stella, to nie tak...
- A jak? Chcesz zajmować się Izzy? Być jej ojcem? - zapytałam chociaż wiem, ze odpowiedź jest prosta.
- Jestem jeszcze młody, sam nie wiem - westchnął.
- Czyli to wszystko, co gadałeś... Kłamałeś mi w żywe oczy. Ty skurwysynie! - wrzasnęłam Annie zaczęła płakać Harper poszedł z nią na górę. Moja mała dziewczynka przytuliła się do swojego wujka. - Załatwimy to trak. Odbieram ci jakiekolwiek prawa do dziecka, podpisujemy umowę poufności. Mała w urzędzie zapisana jest pod moim nazwiskiem. Kiedyś jej powiem kto jest jej tatą, do tej pory będziesz mógł ją czasem widywać. Płacisz alimenty. Moi prawnicy się z tobą skontaktują. - Rozłączyłam się z wściekłości az mnie nosi!
- Ty to przechodzisz do sedna. - zdziwił się Zayn.
- Jebnął ktoś cię kiedyś? - warknęłam. 
- Spokój - w salonie zjawiła się Susan - Stella wyluzuj zagadam z Beth ona się tym zajmie. W tym jej zaufaj, z tego co wiem pani Grey też jest prawniczką. Moja siostra zbierze najlepszych prawników z Anglii. Pomożemy ci.
        Ciotka rozmawiała z moimi przyjaciółmi, ja poszłam do łazienki wziąć kąpiel. za chwile mam przymiarkę ubrań, próbę, nagrania, spotkanie z Jamesem i Koncert. Zemszczę się na Harrym, nie daruję mu tego jak się ten pajac jebany zachował. Był ze mną po co? Dla seksu? Raczej, męska dziwka z niego! W między czasie zjawiła się Skye rozmawiałyśmy przez drzwi łazienki, dziewczyna jest bardzo zmieszana. Muszę ją jak najszybciej spiknąć z Horanem. Muszę! Wyszłam z łazienki owinięta białym ręcznikiem. Na moim łóżku siedziała Skyler. Wystraszyłam się jej, ona zaś zaczęła się śmiać.
- Tak nie ładnie - powiedziałam udając smutasa. - Będziesz dziś na koncercie prawda?
- Oczywiście - uśmiechnęła się. Jednaj jej oczy pokazywały ból.
- Co jest? -  zapytałam wchodząc do garderoby? Ukryłam się za wieszakami i przebrałam się. Włosy przeczesałam szczotką, natuszowałam rzęsy i pomalowałam usta błyszczykiem. Wyszłam i spojrzałam na przyjaciółkę.
- Stella, dobrze wiesz.. - rzuciła. - Wariuję, dziwnie się czuję.
- Często tak masz? - zapytałam. Coś nasuwało mi się na myśl.
- Jakoś od roku, wiesz stres w pracy a do tego inne moje firmy wpieniają  mnie. Odsprzedam może winiarnię bratu.
- Masz winiarnię? - zatkało mnie.
- To znaczy udział poznałaś mojego brata Josha, nasza siostra Ivy oraz brat Maxwell posiadamy udziały w rodzinnej winiarni trzy są w Anglii, a piętnaście w stanach, 4 we Francji, 5 we Włoszech. - nie wiedziałam co powiedzieć. W chuj bogata dziewczyna. 
- Zbliża ci sie okres - wycedziłam, i właśnie doszło do mnie co powiedziałam, jej brązowe oczy obczajały mnie.
- Możliwe -  powiedziała i pobiegła do łazienki. Po paru minutach wróciła. - Skąd wiedziałaś?
- Też dziwnie się czuję przed okresem - rzuciłam. - Dostałaś? - kiwnęła głową.
- Wiesz co? - dobra pora ją wkręcić w randkę. - Chcę byś kogoś poznała.
- Swatasz mnie? - zapytała podnosząc brwi.
- Może być niezła zabawa, odstresujesz się, a to naprawdę fajny gość dwa lata młodszy od ciebie, ale myślę, że to ci nie przeszkadza. - rzuciłam zadowolona, dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech.
- Masz rację, muszę się z kimś spotkać z kimś innym niż ty albo moi popieprzeni pracownicy. - zaśmiałam sie. 
        Wzięłam brunetkę pod rękę i zeszłyśmy na dół. Zauważyłam, że chłopacy sie zmyli, a moje słoneczko grzecznie bawiło się grzechotką.  Razem z przyjaciółkami i ciotką wyszłam z domu, czekała na nas taksówka. Podwiozłyśmy Skyler do domu, mieszka w wieżowcu na 9 piętrze, w weekend wpadamy do niej na nockę. No oczywiście tylko Susan nie chciała, jej wymówką było wyjście z mężem. Oj pewnie będą sobie dzieci robić. A Harrolda dziś szlag trafi. Pojechałyśmy do mojej menadżerki na przymiarkę kostiumów i próbę. Koncert świetnie się zapowiada, już nie mogę się doczekać, aż Styles się wkurwi. AMEN!



        

4 komentarze:

  1. Świetne <3
    ~D.

    OdpowiedzUsuń
  2. W dwa dni przeczytałam całe Twoje opowiadanie. Jest super. Proszę dodaj nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się. doczekać ciekawe co stell wymysli ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo przyjemnie czyta się ten tekst ! :)

    OdpowiedzUsuń