poniedziałek, 30 lipca 2012

PRZEPRASZAMY

Przez burze Karolinie zepsuł się komputer, więc nie możne pisać nowego rozdziału. Ma nadzieje, że wszystko szybko się naprawi. Tymczasem musicie uzbroić się w cierpliwość i czekać. Nie bądźcie na nią złe, jej jest bardzo przykro, że Was zawiodła. 
Jeszcze raz przepraszamy.



piątek, 27 lipca 2012

Rozdział #20


(Oczami Stelli)
Przyjechałam do Francji. Pewnie dlatego, że chciałam uciec od tego całego zgiełku? Tak, ale też stęskniłam się za moim kuzynem Harperem. Nie wiem o co chodzi. Cindy często się do mnie przytula, płacze. W nocy nawet przychodzi do mnie do łóżka, bo nie chce spać sama. Przyjaciele mi współczują i mówią, abym sprawdziła jakąkolwiek gazetę. Ale ja nie chce, nie chce interesować się plotkami. Trochę obawiam się, że mogę zobaczyć tam coś niemiłego, a to na pewno nie byłoby fajne. A za to zamierzam dorosnąć. Przyznam, że zaczęłam chodzi do kościoła. Nawet się wyspowiadałam. Ujawnienie wszystkich moich grzechów było trudne, ale przełamałam się. Zaczęłam się modlić, bo okazało się, że jestem bliska dna.
Zastanawiam się, co tam słychać u Nialla. Liam powiedział, że pojechał do domu do Irlandii. Ja na razie nie mam po co wracać do domu. Rodzice są w NY, nawet nie raczą zadzwonić, napisać sms’a, a nawet sami nie odbiorą i nie odpiszą. Zaczęłam pisać piosenki. Mam ze sobą gitarę i w nocy zdarzy się, że gram dla Cindy jakąś kołysankę, którą tata mi śpiewał jak byłam mała. Mój tata kiedyś śpiewał razem ze swoim przyjacielem Simonem. My nazywamy go wujkiem. Został on nawet moim ojcem chrzestnym. Jest wielką szychą, znany pod pseudonimem łowców talentów. Od kilku dni jest we Francji. Gadał z nim Harper i wspomniał, że ma wpaść na kolacje czy coś tam.
Co robie? Obecnie siedzę przy pianinie i gram jedną z moich piosenek „Broken Arrow”. Jest ona o tym, jak bardzo tęsknię za osobą, na której bardzo mi zależy, którą zraniłam, ale ona też mnie bardzo zraniła. Ta piosenka, a raczej jej melodia wywołuje w moich oczach łzy, dlatego że mam poczucie winy. Zaczęłam sobie śpiewać.

What do you do when you're stuck,
Because the one that you love,
Has pushed you away,
And you can't deal with the pain,
And now you're trying to fix me,
Mend what he did,
I'll find the piece that I'm missing,
But I still miss him,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him, I miss him, I'm missng him

And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.

He's the thorn in my flesh
That I can't take out
He's stealing my breath
When you're around,
And now you're trying to convince me,
He wasn't worth it,
But you can't complete me,
He's the part that is missing,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him I miss him, I'm missing him,

And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.

What do you do
When your hearts in two places?
You feel great but you're torn inside.
You feel love but you just can't embrace it,
When you found the right one at the wrong time.

And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.

Gdy skończyłam, usłyszałam znajomy głos. Nie spodziewałam się go. Myślałam, że spale się ze wstydu. Przecież to jest o mnie, ale on chyba tego nie wiem.
- To było ładne. - powiedział wujek Simon. Wziął krzesło, dostawił do mnie i usiadł. - O tobie, prawda? - nic nie odpowiedziałam, tylko skuliłam głowę. - Jaki tytuł? - zapytał.
- Broken Arrow. - powiedziałam, podając mu nuty. On patrzył w nie jakby czegoś chciał się doszukać. - Masz talent po ojcu. Powinnaś śpiewać Stello.
- Powinnam wiele rzeczy. - powiedziałam po nosem, co mu się nie spodobało.
- Ale ja mówię poważnie. Musisz pokazać to całemu światu. Świat musi usłyszeć twoją piosenkę albo piosenki. Bo jak wiem masz ich więcej. Nie odrzucaj tego. Daj chociaż szanse temu. Jak ci się nie spodoba, to nic. Ale spróbuj nagrać najpierw jedną piosenkę. Ja zabiorę ciebie specjalnie do Nowego Jorku. Stell zastanów się. - powiedział. Może długie to to nie jest, ale przekonujące.
- No nie wiem. - odpowiedziałam. Wujek czekał na więcej wyjaśnień, ale ja nie chciałam mu o nich opowiadać. Uratował mnie mój telefon, którym zaczął dzwonić. Więc poszłam odebrać, a wujka zostawiłam w pokoju z Cindy i Harperem. - Halo? - odebrałam telefon.
- Stella, dzień dobry. Tu mama Nialla. - odezwał się damski głos.
- Dzień dobry, proszę pani. - odpowiedziałam trochę zdezorientowana.
- Co słychać dziecko? - zapytała. Hmm... fajna taka mama. Oddałabym wszystko aby moja też taka była.
- A w porządku, dziękuję. - odpowiedziałam jej, ale przy tym głos mi zadrżał i lekko westchnęłam.
- Coś mi się nie wydaje. - powiedziała stanowczo, ale opiekuńczo. Nie odpowiedziałam, więc ona musiała coś powiedzieć. Ja poszłam do pokoju gościnnego, który akurat zajmowałam. Usiadłam na krześle obrotowym i słuchałam co mówiła. - Ostatnio coś chyba stało się między tobą, a moim synkiem. Nawet w gazetach było coś o was pisane, ale nie chce w to wierzyć. Niall często wieczorami siedzi zamknięty  w pokoju i schudł bardzo.
- On zawsze był chudy. - powiedziałam z uśmiechem.
- Ale ostatnio jest nieswój, taki inny. Myślałam, że to przez te plotki co piszą w gazetach i w Internecie. - odezwała się, a mi aż głupio się zrobiło. - Kilka dni temu nawet płakał, ale wypiera się tego. Bardzo za tobą tęskni. - ja też tęsknie, cholernie. Nie odezwałam się. - Stello co się stało?
- N-n-nic. - powiedziałam drżąco.
- Wiem, że teraz pewnie przechodzisz trudny okres. No bo nie każdego rodzice się rozwodzą. Chcę abyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie, a raczej nas, całą naszą rodzinę liczyć. - to co powiedziała zszokowało mnie. Miałam w oczach łzy.
- Jak to się rozwodzą? - zapytałam i kilka słonych kropel spadło na moją niebieską bluzkę.
- To ty nic nie wiesz? Mogą to być plotki, bo teraz w każdej gazecie piszą o rozwodzie twoich rodziców. Niall czuje się troszkę winny. Powinniście ze sobą porozmawiać.
- Nie wiem czy to plotki czy prawda. Nie mam od nich żadnych wiadomości, a Cindy często płacze. Już nie wiem co mam robić. Po tym co się stało, co ja zrobiłam, co on zrobił czuję się jak ostatnia paskuda, taka szmata do podłogi albo i mop. - mama Horanka zaśmiała się.
- Nie będę pytała o to co między wami się wydarzyło, bo widzę, że dla was obojga to trudne, ale macie we mnie oparcie pomimo wszystko. - ta kobieta jest jak anioł.
- Dziękuję. - powiedziałam przez łzy. - Rozmazałam się. - rzuciłam.
- Oj słońce jeszcze nie raz się rozmażesz. - ma racje ona, ale już nigdy przez coś takiego.
- Pewnie tak. - szepnęłam.
- Stello możemy jeszcze potem pogadać? Właśnie chyba spalił mi się obiad. - powiedziała w biegu, zaśmiałam się i wytarłam oczy dłonią.
- Oczywiście, do następnej rozmowy. - pożegnałam się i rozłączyłam się.
Weszłam do łazienki spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak sierota, serio masakra. Na dole czeka wujek Simon. Tak ten sam - Simon Cowell. Dobra Stella weź się w garść. Masz doła, ale to nie koniec świata, dorośnij. Napisz do przyjaciół. Kurde urodziny Sam, zapomniałam. Wyjęłam telefon z kieszeni i stukałam wiadomość tekstową.
„Droga Sam, wszystkiego najlepszego. Uśmiechu na twarzy, połamanych stołów i aby ten pajac cię nie denerwował. Tęsknię i pozdrawiam - Stella.
PS. Sorry, że dzień po urodzinach.”
Wysłałam. Telefon odłożyłam na półeczkę i postanowiłam doprowadzić się do porządku. Szybko zmyłam makijaż, który rozmazał się i pomalowałam się na nowo. I nagle naszła mnie myśl aby napisać do Nialla lub coś w tym stylu. Ciekawi mnie co teraz robi. Wstukałam numer blondyna. Jeden sygnał - nic. Trzy sygnały - nic. Piąty sygnał -  ...
- Słucham, telefon Nialla Horana z One Direction. Kto mówi? - odebrała jakaś dziewczyna. Już się z laskami prowadza.
- Hej tutaj... Anabelle. Umm zastałam Nialla? - zapytałam oszołomiona, no weźcie jakaś małpa odbiera jego telefon.
- Niestety, jest teraz w łazience. - nie no głośniej kotku, głośniej.
- Ahaa, to poczekam aż wyjdzie. - powiedziałam i czekałam na jej ruch.
- Ale wiesz on może tam siedzieć troche.- teraz to mnie wkurzyła.
- Kim ty jesteś? - zapytałam ze złością.
- Jego przyjaciółką, a ty?
- Jego najlepszą przyjaciółką. - odpowiedziałam i myślałam, że kurwica mnie strzeli, nie chwila już strzeliła.
- Yhym, nie wspominał o tobie... - warknęła.
- Barbie schowaj się w cień, bo nawet podpaski always ci nie pomogą. - powiedziałam wpieniona.
- Spokojnie. Jak wyjdzie to oddzwoni. - powiedziała. - Jesteśmy na wakacjach, a ty nam przeszkadzasz.
- A nie pomyślałaś, że mam ważny powód? - zapytałam. - Gdzie wy na wakacjach?
- W LA. - powiedziała radośnie, a ja warknęłam i wtedy usłyszałam jego głos.
- Z kim rozmawiasz Dems? - Niall z jakąś Dems w LA., Boże broń mnie, bo ją uduszę.
- Z jakąś dziewczyną, chyba twoja fanka. Uważaj komu numer dajesz. - powiedziała ta jędza.
- Nie jestem fanką! - krzyknęłam. - On mnie zna bardzo dobrze. A ty paniusiu wal się! - wykrzyczałam co musiałam i rozłączyłam się.
Tak, bardzo tęskni. Jego mama pewnie specjalnie to powiedziała, ale gdyby tylko znała prawde nigdy by się do mnie nie odezwała.
Wyszłam z łazienki i poleciałam na dół do salonu. Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco z nadzieją. Ale nie wiem o co chodzi.
- Nienawidzę go! Nienawidzę jej! Niech pieprzą się w LA i się cieszą. Ufff debile. - spojrzenia mojej siostry, Harpera i wujka były zadziwiające.- A wujku, chcę nagrać więcej piosenek. Mogę? Chcę być piosenkarką, a ty jesteś łowcą talentów. Pomożesz mi w tym?
- Stello oczywiście. - powiedział z uśmiechem. - A teraz usiądź do stołu i zjedz coś.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam ze złością.
- Co się stało? - zapytała mnie siostra.
- Nic. - odpowiedziałam i usiadałam na krześle między Cindy a Harperem.
- Mała opowiadaj. - powiedział Harper, nie no niech tak nie mówi.
- Stello o co chodzi? - zapytał wujek zirytowany moim zachowaniem.
- Niall jest a wakacjach z jakąś pindą. - odpowiedziałam im.
- I co w tym złego? - zapytała 10-latka.
- To że to mój chłopak i niejaka Dems siedzi z nim w LA i odbiera jego telefony i wciska mu kity, że jestem fanką. Z niej jest zdzira, nie umie nawet ludzi szanować. - powiedziałam szybko.
- A obraziłaś ją? - zapytał Simon z tym swoim przenikającym wzrokiem.
- Niieee - odpowiedziałam przedłużając. Po tym zawsze można było poznać, że kłamię.
- Wiesz gamoń nie docenia, że ma dziewczynę, która w końcu pobije sławą samą Brithney Spears. - rzekł kuzyn, posłałam mu uśmiech i zerknęłam na stół stały tam jedzonka. No wiecie naleśniki i placki różnego rodzaju. Nałożyłam sobie 4 placki kartoflane na talerzyk, posypałam cukrem pudrem i jadłam mrucząc pod nosem, jak ich nie znoszę.
- Miałaś nie jeść. - powiedziała siostrunia.
- Cicho, mój brzuch domaga się żarcia. Tak długo nie jadłam, że cholera. - rzekłam i wszyscy się zaśmiali.
- No więc Stell omówmy twoją karierę. - rzucił Simon i wtedy rozkręciłam się zacięta dyskusja na ten temat.



(Oczami Nialla)
Przedwczoraj menadżer powiadomił mnie, że staczam się a dno. Nie ma co, człowiek wielkoduszny. Oraz powiedział, że mam być w ustawionym związku z Demi Lovato. Ubóstwiałem tą laske, ale i tak nie miałem ochoty teraz z nikim gadać. Chciałem być zamknięty w pokoju i... użalać się nad sobą?
- Niiie mam dość, ona jest jak dziecko. Nie kocham jej. - powiedziałem do swojego odbicia w lustrze.
- Co ty chrzanisz? Kochasz i dobrze wiesz, że ona ciebie też. - powiedziało moje odbicie.
- A co ty wiesz? - rzuciłem ochlapując sobie twarz wodą.
- Tyle że jestem tobą i wiem co czujesz. - rzekł. Miał racje, ale nie przyznam się.
- Kurde co ja wyprawiam. W pokoju czeka na mnie Dems. - rzekłem wychodząc z łazienki. I usłyszałem, że z kimś rozmawia. - Z kim rozmawiasz Dems? - zapytałem.
- Z jakąś dziewczyną, chyba twoja fanka. Uważaj komu numer dajesz. - ostrzegła mnie, co było dziwne, nie daje fanom numeru.
- Ale czy na pewno? - zapytałem. A on posłała mi uśmiech. Sorry, ale ona wygląda jakby się spiekła na solarium, ale widać, że ma tone pudru na mordzie. Ale bez niego jest nawet ładna. - A jak się nazywała.
- Anabelle, jak się nie mylę. - rzuciła. No kurde co za Anabelle?... Nie znam... Znam ale to nie tamte... A może to ona?
- Co mówiła? - zapytałem  siadając obok Demi.
- Że jest twoją najlepszą przyjaciółką, była niemiła przez telefon i wyzwała mnie od Barbie. - Co do Barbie to się nie myliła.
- Chyba wiem kto to. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Kto? - zapytała zaskoczona.
- Ktoś ważny. - powiedziałem i wywróciłem oczami.
- No dobra, więc idziemy na basen?
- Nie wiem, posiedzę sobie tu.
- No nie daj się prosić. - rzekła ciągnąc mnie za rękę.
- Ja zaraz dojdę. - rzuciłem i znowu wlazłem do łazienki. Sięgnąłem po telefon, który teraz trzymałem w ręce. Wybrałem numer Stelli. Kilka sygnałów i ktoś odebrał.
- Halo? - zapytał młody głosik. Zapewne Cindy.
- Cindy, tu Niall daj mi Stell. - poprosiłem bardzo przejęty.
- Nie, ona właśnie dyskutuje z wujkiem Simonem.
- Wujkiem Simonem? - zapytałem.
- Tak no wiesz. Simon Cowell. - powiedziała i nagle tak jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nagle urwała.
- Jejku to wasz wujek? - zapytałem.
- Tak. - odpowiedziała obojętnie. - Wiesz co Horan. Już cię nie lubie, to znaczy was, waszego zespołu. The Wanted są bardziej dorośli i nie zachowują się tak jak wy, cholerne gnidy. - powiedziała to tak, jakby czytała z kartki. Pewne ktoś jej kazał.
- Cóż trudno się mówi. - już miałem się rozłączyć gdy nagle.
- Nie ważne o czym rozmawiają, dogadaj się z moją siostrą. - powiedziała po cichu i rozłączyła się. Ja nic nie powiedziałem. Nie wiedziałem co robić. Ale cóż dzisiejszy dzień jest dla mnie i zamierzam dobrze się bawić. Idę na basen.

W drodze do basenu zaprzątały mnie myśli. Pisałem sms’y z moim bratem Gregiem. Za kilka dni mam wrócić do Irlandii. Nie wiem jak tam wytrzymam. Teraz jestem wolnym strzelcem, a tu jest dużo ekstra panienek to będzie podryw roku. Wszedłem na basen, zmierzwiłem sobie włosy i uśmiechnąłem się do pięknej brunetki leżącej na leżaku i czytającej książkę. Trochę przypominała mi Stell. Miały taki sam kolor włosów, więc na wstępie odpada, ale warto było by tą poznać. Ale ja nie umiem z laskami gadać. No cóż takie życie.
Zająłem leżak obok panny Lokato, która opalała się. Zerknęła na mnie. Położyła się na brzuchu i poprosiła abym posmarował jej plecki. No więc zrobiłem to. Ona chciała mi też posmarować, ale nie zgodziłem się. Muszę się opalić, bo w UK ciągle pada. Leżałem na leżaku i pisałem sms’y z chłopakami, bratem i innymi znajomymi. Kurde wszyscy pytali o to samo. A co ja na to: A no gites sam jej zapytaj. I odpierdalali się. Dams coś tam do mnie gadała, ale jej nie słuchałem. Wokół nas roiło się od paparazzi. Mam ochotę skończyć z tą ustawką. Bo to może wyrządzić dużo złego. Wiadomo o co chodzi, chyba. Tak więc, po godzince sms’owania Demi musiała lecieć do studia, a ja poszedłem do pokoju hotelowego zdrzemnąć się i przemyśleć wszystko. Czy kocham, czy nie i jak to dalej będzie. No pewnie, że kocham. Nie prawda. Prawda. Nie. Tak
- Zaraz zwariuje!



(Oczami Stelli)
Wujek oznajmił mi, że będę musiała na jakiś czas przenieść się do Nowego Jorku. Mniej więcej około dwóch miesięcy, aby nagrać płytę, udzielić wywiadów i spędzić mile czas. Kocham Nowy Jork, jest tam zajebiście. Cindy podczas rozmowy zasnęła, a ja musiałam zanieść ją do łóżka, fajnie jest tak opiekować się kimś młodszym, mimo że ona ma 10 lat. Harper był jakby nie obecny, pisał z osobą podpisaną jako Greg. Nie wiem co to za jeden. Chyba nie wiem, bo znam dużo Gregów, a za to co za różnica. Niech pisze z kim chce. Nie mogę się już doczekać wyjazdu do NY. Jutro rano wyjeżdżamy, więc jest tylko pare godzin na spakowanie się. Kurcze oby ono szybko poszło. Cindy już spakowałam, to było łatwe. Z moimi rzeczami będzie masakra. Bo Harper gdzieś mi połowę powynosił. Idiota, ale kochany. Weszłam na twittera i napisałam do Alex.
„@AlexGray Mam nadzieję, że Włochy się podobają. Zapraszam do New York City xx”
Weszłam jeszcze a profil Sam i Louisa. Jak zwykle Sam pisała jedno zdanie tygodniowo np. Dziś mam zajebisty humor. Ona jest bardzo oszczędna.
Za to u Lou na tt są zdjęcia Sam jak jeździ na hulajnodze i jak siedzi w różowym samochodzie. Kurcze i to w Bradford się bawią.
Ja sama dodałam wpis:
I just woke up from a fractured fairy tale.”
Posypało się dużo tweetów do mnie czy chodzi o zerwanie z Niallem musiałam odpisać, że coś takiego nie miało miejsca. Nie wiem, nie było powiedziane, że zerwaliśmy, ale chyba tak się stało. Nie wiem czy możemy nazwać się parą. Przyszedł mi do głowy fajny pomysł. Napiszę piosenkę, to znaczy dokończę. A mój wpis będzie jej pierwszym wersem.
Tak więc zajęłam się pisaniem piosenki. Dostałam sms’a od wujka, że dzień po przylocie do NY będziemy nagrywać piosenkę. Ucieszyłam się. Tylko jak nazwę album. Mam kilka fajnych piosenek. Wiem, płyta będzie się zwała The Game! I będzie boska.
„Czas się pakować jutro NY, dziękuję wujkowi za szansę i za chęć do życia.”
On zawsze powtarzał, że będę wielką gwiazdą, ale zawsze bałam się uwolnić głos. Mam nadzieję, że nie zmarnuję tego daru.
Szybko poleciałam do schowka po walizki. I zaczęłam się pakować. Pakowanie nie zabrało mi sporo czasu, więc mogłam wcześniej pójść spać, bo o 5 rano trzeba będzie wstać.

                ******************************************************

Dziękujemy Wam, że nadal jesteście z nami. To wiele dla nas znaczy.

Do tych, którym przeszkadza, że chce komentarzy. - Wypchajcie się.

Nowy rozdział = 30 komentarzy


środa, 4 lipca 2012

Rozdział #19

(Oczami Louisa)
Jesteśmy w Bradford. Po drodze przydarzyło się nam wiele przygód, a poza tym dostałem opieprz od swojej dziewczyny. Myślała, że ją wystawiłem. Ale nie, tak nie było. Po prostu zaspałem i Liam schował mój telefon do zamrażalnika, a potem pojechał do domu odwiedzić rodziców, a ja szukałem telefonu. Znalazłem go dopiero o 17. Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Ale to jeszcze nic. W drodze do rodzinnego miasta mojej kobiety padł akumulator i czekaliśmy 2 godziny na pomoc drogową. W przeciągu tych dwóch godzin miałem ochotę sprawdzić czy prawdą jest, że uprawiając seks w samochodzie dziewczyna nie zajdzie w ciążę. Szybko odgoniłem od siebie tę myśl, bo nie dość, że jestem wkurzony, to jeszcze ludzie się gapią. Gdy przyjechała pomoc i zmieniła nam akumulator, mogliśmy ruszać dalej. Wtedy myślałem, że już nic złego nie może się stać. Najwyraźniej myliłem się. Zadzwonił do mnie Harper i gadaliśmy sobie z dobre 30 minut. Po skończonej rozmowie chciałem rzucić telefon na tyły mojego autka, a machnąłem tak, że wypadł mi przez okno. Sam śmiała się jak idiotka. Cofnąłem po telefon, a los chciał, że musiałem go przejechać. Wtedy myślałem, że rozpierdol cały świat. Lecz udało mi się stłumić złość. Brawa dla mnie. Godzinę potem byliśmy już w Bradford. Mogę powiedzieć, że jestem tu pierwszy raz, ale i tak wolę swoje rodzinne miasto, chociaż temu też nic nie brak.
Osiedle, w którym znajduję się dom Samanthy, jest takie... brak mi na nie określenia. Każdy dom wyglądam na bogaty, ale jak się dowiedziałem mieszkają tu różni ludzie, bogaci oraz ci, którzy dobrze zarabiają, ale się do nich nie zaliczają.
Wszedłem do domu i zauważyłem, że jest trochę pusto. No a co się dziwić, skoro prawdopodobnie do Londynu przeprowadzili się już na stałe. Ale w domu nadal pozostały meble i inne takie. Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że całkiem tu przytulnie. Dobrze będzie tutaj spędzić cały tydzień. Jutro pewnie odwiedzimy ciocię Sam, niejaką Roxy, która jest młodszą siostrą mamy mojej dziewczyny. Sam ostrzegała mnie, że może zadawać dziwne i niezręczne pytania. Ale to tylko dlatego, że nie jest przyzwyczajona do roli ciotki. Cóż się dziwić ma 25 lat i jeździ różowym kabrioletem. Podobno ma faceta, ale chyba nikt z rodziny go nie poznał. Gdy Sam mi o niej opowiadała to bałem się ją poznać, nadal się boję. To chyba straszne mieć ciotkę o 7 lat starszą od siebie. Dobra, mniejsza o nią. Mamy godzine...? O w mordę nie mam zegarka.
- Sam, kochana! Która godzina? - wydarłem się, ponieważ siedzę w pokoju, a ona bierze prysznic.
- Nie wiem, na parapecie leży mój telefon. Sprawdź! - no dobra, więc tak zrobiłem. Sprawdziłem, 23:00. Nie no zajebiście, nie ma co.
Usidłam sobie spokojnie na łóżku, które przez cały tydzień będę dzielił z Sam. Wziąłem jej telefon do ręki i najpierw zacząłem przeglądać smsy. Jak zwykle najwięcej od Stelli, Alex, Liama i mnie. W wiadomościach nic ciekawego nie było, więc przerzuciłem się na zdjęcia. A dużo ich w tym cacku mojej dziewczyny. Byłem na nich ja, Sam, Alex, Stell, Liam, Harry, Niall i Zayn oraz znajomi z tańców, ubrania, itp. Oglądanie zdjęć przerwał sms od Stelli. Odczytałem.
”Ja mam już chyba na bani.”
’’Co, dlaczego? Tu Louis. PS. Nie masz na bani.”
Zaraz dostałem odpowiedz.
’’Serio? Że ja na coś takiego nie wpadłam.”
Nadal nie wiem o co chodzi.
’’Każdy może się pomylić. A o co chodzi?”
Odpowiedz przyszła w ciągu 30 sekund.
’’Kumpel Harpera jest tak podobny do Nialla. Mają takie same cechy, blondyni, itp. Ale że ja? Jak ja mogłam się pomylić? No więc?”
’’Przesadzasz. Weź, wrzuć na luz. Dobrze? ;)”
’’Nie, teraz to mam depreche! Jestem głupia jak nic.”
’’Jesteś niemożliwa, poddaje się. Ciebie nie da się przekonać.”
’’No widzisz! Głupia jestem.”
’’O matko! Lepiej pogadaj o tym z Liamem.”
Odpowiedzi już nie dostałem. Zacząłem się zastanawiać co jej odpierdoliło. Jednak ona nadal czuje coś do naszego blondynka. Kto by uwierzył. No ale cóż, blondynek te z ma coś do niej, więc może kiedyś tam się pogodzą.
- Pisałeś z kimś? - zapytała Sam wychodząc z łazienki ubrana w zwiewną koszule nocną.
- Stella napisała, ale przekierowałem ją do Liama. - odpowiedziałem. Wziąłem kilka sowich rzeczy i poszedłem do łazienki, ale najpierw dałem swojej dziewczynie mocnego buziaka. Myłem się dość szybko. Specjalnie aby spędzić ten czas ze swoją dziewczyną, chyba wiadomo co mam na myśli. Gdy wyszedłem z łazienki, w pokoju było pusto, a z dołu dobiegał roześmiany głos mojej panny. Stała w kuchni i robiła kolację, i rozmawiała z kimś. Chyba z Alex.
Podszedłem do niej od tyłu i przyciągnąłem ją do siebie. Zrozumiała, że chciałbym aby zakończyła rozmowę, tak też zrobiła. Uśmiechnęła się słodko i wróciła do robienia kolacji. Ja przytulałem ją, a do tego całowałem co chwile w szyję i w obojczyk.
- Louis przestań. - powiedziała, nie przerywając swojego zajęcia. - A co z kolacją?
- Wolę zacząć od deseru. - zabrałem jej nóż z ręki, odciągnąłem ją od szafki i posadziłem ją na stole. Stanąłem pomiędzy jej nogami. Sam chwyciła mnie w pasie i przyciągnęła bliżej do siebie. Wpiłem się zachłannie w jej soczyste usta. Moje ręce powędrowały pod jej koszulę, ściągając ją. Zacząłem bawić się jej piersiami. Ugniatałem je i ściskałem. Ona również się nie ociągała. Poczułem jak rozpina mi spodnie, których chwilę potem już na sobie nie miałem. Dotykała mojej męskości przez materiał bokserek. Poczułem jak mój penis twardnieje. Całowałem jej szyję i dekolt. Spodobało jej się to, bo delikatnie odchyliła głowę i cicho zamruczała. Chwyciłem ją za tyłek i podniosłem do góry. Na ślepo, obijając się o ściany zaprowadziłem nas do sypialni. Delikatnie, jakby bojąc się, że coś jej się może stać położyłem ją na łóżku. Zdjąłem z siebie koszulkę, seksownie ją za siebie rzucając, na co Sam się słodko zaśmiała. Wyglądała tak wspaniale. Zbliżyłem się do niej. Pokrywałem pocałunkami każdy centymetr jej nagiego, ale jakże idealnego ciała. Dziewczyna wsunęła ręce w moje włosy lekko zaciskając dłonie. Nasze oddechy stały się coraz szybsze, Sam była coraz bardziej podniecona, ja z resztą również. Zrzuciłem z nas ostatnią część garderoby. Sięgnąłem do szafki obok łóżka po prezerwatywę i sprawnie nałożyłem ją na swojego członka. Położyłem się na niej i w nią wszedłem. Na początek zadawałem jej delikatne pchnięcia. Sam patrzyła na wzrokiem pełnym pożądania i pojękiwała cichutko. Ja zbliżyłem się do jej twarzy i szeptałem sprośne teksty lekko podgryzając płatek jej ucha. Moje kochanie poprosiło mnie, abym przyspieszył ruchy, tak więc zrobiłem. Jęczałem z rozkoszy. Sam co chwile krzyczała moje imię, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Wzdychałem, nie mogąc złapać powietrza. Przez nasze ciała przeszedł przyjemny dreszcz. W jednej chwili oboje głośno krzyknęliśmy. Doszliśmy równocześnie. Opadłem bezsilnie obok niej.
- Kocham Cię, Sam. - szepnąłem czule resztkami sił.
- Też Cię kocham, Lou. - odpowiedziała i wtuliła się we mnie powoli zamykając oczy.



(Oczami Sam)
Obudziłam się ok. 10 rano w objęciach mojego machomen’a. Uśmiechnęłam się leciutko na wspomnienie wczorajszej nocy. Całe szczęście zabezpieczyliśmy się. Ale muszę przyznać było fajnie. Dziś będzie dzień pełen wrażeń. Trzeba będzie się przygotować na wszystko. Mam ochotę wyjść z tego łóżka i iść pobiegać, potańczyć, ale mój nieszczęsny chłopak trzyma mnie w żelaznym uścisku. Zaczęłam go szturchać, ten tylko machał jakby muchy odganiał.
- Tommo! - wrzasnęłam mu do ucha, na co od razu się przebudził, a ja z triumfalnym uśmiechem patrzyłam na niego.
- Pali się czy co. Daj spać, jest jeszcze noc. - powiedział błagalnie i położył się z powrotem. Ja nie wytrzymałam i dałam mu z plaskacza w policzek. - No już wstaję, wstaję. - powiedział i się podniósł. Chciał wyjść z łóżka, ale nie pozwoliłam mu na to. Ja wyszłam pierwsza zawijając się kołdrą. A jemu zostało prześcieradło.
- Idę do łazienki. - powiedziałam po czym wzięłam czarne rurki, białą bluzkę i granatową bluzę na zamek i poszłam do łazienki. Louisa zostawiłam w pokoju przy okazji oświeciłam go by skorzystał sobie z łazienki na korytarzu. W łazience było troszkę zimno. Włączyłam kran pod prysznicem, a z słuchawki poleciała gorąca woda. Od razu zaczęło robić się cieplej. Popatrzyłam w lustro. Noc była boska, ale niewyspana jestem. Zrzuciłam z siebie kołdrę i weszłam pod prysznic. Ustałam pod strumieniem ciepłej wody, teraz było wspaniale. Relaksująca kąpiel z moim ulubionym żelem pod prysznic. Moja kąpiel trwała jakąś godzinę, co dziesięć minut Lou pukał do drzwi czy jeszcze żyję i że telefon mi dzwoni i coś tam, że już po 11 i takie tam. Po wyjściu włożyłam na nogi białe skiepki i czarne trampki. Zeszłam na dół i usłyszałam, że ktoś z kimś rozmawia. Głos należał do kobiety bardzo dobrze mi znanej.
- O jesteś. - powiedziała gdy zauważyła mnie za plecami mojego mena. Coś gapiła się na mnie krzywo, no cóż niby jest siostrą mojej matki, a upodobania podobne do mojego ojca. Najwidoczniej też nie trawi Louisa.
- No jestem. - powiedziałam i przywitałam się z nią przytulańcem.
- Wpadniecie dziś do mnie? - zapytała jakby nie wiedziała, że to jest oczywiste.
- Tak no pewnie. - powiedziałam. Wzięłam ją pod ramię i pociągnęłam w stronę kuchni. - Lou, ja muszę zamienić słowo z ciotką będziemy w kuchni.
- No co jest? - zapytała będąc już w kuchni.
- Nie lubisz mojego chłopaka? - zapytałam prosto z mostu, no bo po co miałabym to ukrywać skoro w życiu by mi się to nie przydało.
- Po prostu jestem z lekka zdziwiona, że moja siostrzenica prowadza się z tym... no jak go tam.. - tak a teraz udaje, że nie pamięta imienia.
- Weź przestań co! Zachowujesz się jak Stella. Ona ma 18 lat, a ty? Ty masz 25. - powiedziałam już nieco głośniej niż normalnie.
- No serio zdziwiona jestem, przecież on... albo powiem tak... bardziej pasuje do ciebie ten co ma morde jak koń. - zaśmiałam się, ze Stell pewnie by się zajebiście dogadały. Boże, tęsknię aż za tą idiotką.
- A który ma końską mordę? - zapytałam śmiejąc się pod nosem.
- No ten taki szatyn chyba. Loma, Lama, Lima czy jak go tam.
- Masz na myśli Liama?
- Tak dokładnie, to ten z końską mordą, chyba że miał na imię Louis. - powiedziała, na co ja zaczęłam się śmiać.
- Kotek! - wydarłam się by przywołać do siebie Tommo.
- Co tam? - zapytał wchodząc, objął mnie od tyłu.
- Moja ciotka uważa, że masz końską mordę. - powiedziałam z trudem łapiąc oddech.
- To to jest Louis? - zapytała Roxy.
- Tak, Roxy to mój chłopak Louis, Louis to moja ciotka Roxana, ale mówimy na nią Roxy. - przedstawiłam ich sobie.
- Miło panią poznać. - powiedział Lou z zawstydzeniem, to pewnie przez tą końską mordę haha.
- Mów mi po imieniu, a tak poza tym o której mam się was spodziewać? - zapytała. - No wiecie obiad będzie na 15 więc o 13 lub 14 możecie przyjechać. Poznacie mojego narzeczonego.
- To będziemy o 14. - powiedział Lou.
- Dobrze, to ja już pójdę. Papatki dzieciaki. - odezwała się.
- Dziwna kobieta. - powiedział Louis nadal się do mnie tuląc.
- Ona jest normalna tylko gdy zaczyna się jej okres miewa dziecięce fazy. - oświeciłam go.
- Fuj. - odezwał się.
- Wiem...
- A tak poza tym, to ja na serio mam mordę jak koń? - zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. - To nie śmieszne. - powiedział smutno, ale mi to nie przeszkadzało w chichotaniu. - Sam przestań. - rzekł stając przede mną. Miałam to gdzieś i wyszłam z domu, on poszedł za mną. Powoli zaczęłam się uspokajać, wtedy to Lou już się wcale do mnie nie odzywał. No wiadomo takie życie.
- Lou poczekaj, mam coś fajnego. - powiedziałam, a on tylko kiwnął głową i czekał. Ja poszłam do garażu przypomniałam sobie, że zostawiłam tu kilka rzeczy z mojego dzieciństwa, np. zielona hulajnogę  z siodełkiem. Jest zajebista, zawsze lubiłam na niej szaleć. Często doczepiałam ją do samochodu sąsiadów i gdy oni ruszali gdzieś ja jechałam za nimi. Potem dostawało mi się, że niby wypadek mogłam spowodować, lub ktoś by mnie potrącił. Ale nie lubię o tych czasach wspominać innym.
- Idziesz ty czy się.. - nie dokończył Lou wchodząc do garażu, może dlatego że szłam z hulajnogą. - Ale ekstra! Daj mi się przejechać, proszę. - zrobił maślane oczka, a ja, jak to ja nie dałam mu. - Samantho Sophie Smith w skrócie SSS no daj. - powiedział milutko i podszedł do  mnie. - Proszę. - wyszeptał mi tak seksownie do ucha, że jeszcze chwila i bym pisnęła z podniecenia. Dałam mu tą hulajnogę.
- Umiesz jeździć na takiej? - zapytałam wychodząc z pomieszczenia.
- Umiem. Mój kolega kiedyś miał taką. - oznajmił, no to plum Tommo będzie żył. - Skąd ją masz? Myślałem, że już nie produkują takich.
- Ciągle produkują takie, tata kiedyś mi przywiózł jak był w Nigerii, to mój ulubiony pojazd z dzieciństwa. - powiedziałam wspominając czas kiedy dostałam to cudo. Tomo pojeździł sobie po osiedlu w to i we wto 8 razy się wywrócił. Życie jest piękne. Hahah, nagrałam to. - Lou, ty nie umiesz jeździć na tym. - powiedziałam przez śmiech. Sąsiadka, ta do której samochodu się podczepiałam pokręciła głową z zażenowania i wsiadła do swojego auta.
- To może ty spróbuj. - rzekł Tomlinson. Chce abym pojeździła no dobra. Wsiadłam na hulajnogę i czekałam aż sąsiadka wyjedzie ze swojej posesji. Jej samochód ruszył. Doczepiłam się do zderzaka jej samochodu. Muszę powiedzieć, że jeździ jak pirat drogowy. W pewnym momencie na zakręcie puściłam się i opędziłam z wielką szybkością w stronę Louisa przy okazji robiąc jakieś odpały. Gdy byłam już obok Tommo zrobił mi zdjęcie., Ja nie zdążyłam zahamować i wpadłam na niego gdy zawracałam.
- I ty mówisz, że umiesz jeździć. - powiedział śmiejąc się.
- Jeżdżę lepiej niż ty, końska mordko. - powiedziałam ze śmiechem. - Wracamy do domu?
- Jasne, a za chwile będzie leciała powtórka tego programu E! A ja jeszcze nie widziałem jak tańczysz, muszę to obejrzeć.
- Skąd wiesz, że zraz powtórka?
- Sprawdziłem w necie, widziałem zdjęcie jak tańczyłaś wczoraj. Więc teraz chcę obejrzeć. - powiedział trzymając mnie za rękę, a w drugiej mając hulajnogą prowadził mnie do domu. Włączyliśmy TV i akurat trafiliśmy na E! Zaczął się program. Gadali coś o funduszach kraju, potem był wywiad z książęcą parą, następnie zapowiedzieli Carly Rae Jepsen i jej piosenkę Call me maybe wtedy weszliśmy. Ona na przodzie śpiewała, my tańczyliśmy. W ostatniej minucie było zbliżenie na nas, nawet nie wiedziałam, ale zajebiście wyglądałam w tej srebrnej kiecce. Potem wywiad i następni artyści pojawili się, a za nimi tancerze.
- Masz talent słońce. - rzekł całując mnie w usta.
- No wiesz bywa. - rzekłam rumieniąc się lekko.
- A mi też tak zatańczysz? - zapytał poruszając dziwacznie i zarazem znacząco brwiami. Zawsze gdy ma na mnie ochotę robi coś takiego.
- Nie. - powiedziałam i wstałam z kanapy. - Idę się przebrać, zaraz jedziemy do ciotki. - rzekłam i pobiegłam się przebrać. Założyłam jasne rurki, czarno-białą bluzkę, z odkrytymi do połowy plecami, baletki. Włosy upięłam jakoś, nawet nie można tego nazwać i założyłam na głowę opaskę. Louis nadal siedział przed telewizorem. Zeszłam do niego.
- Ślicznie wyglądasz. - rzekł z uśmiechem gdy mnie zobaczył. Wyłączył odbiornik i podszedł do mnie.
- Dziękuję. - dałam mu buziaka, a on go odwzajemnił z uśmiechem na ustach. Wyszliśmy z domu, to znaczy on, ja poleciałam po torebkę. Potem dołączyłam do niego. Wsiedliśmy do samochodu, ja mówiłam jak nawigacja specjalnie żeby go rozdrażnić, bo jak napinają mu się mięśnie jest cholernie seksowny, takie brytyjskie ciacho. W radiu rozbrzmiała piosenka Nickelback - Photograph. Ulubiony zespół Stell. Potem zaczęły lecieć rytmy piosenki Ushera - Without you. Droga nie była zbyt długa, to tylko 10 min samochodem. No więc gdy byliśmy na miejscu przydarzyło się coś okropnego Louisowi, ja ryłam tylko z niego. Wysiadając z samochodu jakiś zapchlony kundel mojej ciotki obsikał mu buta. Myślałam, że nie wyrobię ze śmiechu, ale musiałam go w sobie tłumić, bo chłopak by się obraził. Tomlinson się wkurzył i kopnął w koło. Los chciał, że odpadł kołpak. Ciotka widząc całą sytuację zaprowadziła nas do ogrodu aby się odstresować, tam właśnie będziemy jedli nasz obiad. Przy okazji poznałam narzeczonego Roxy, nazywa się Aden. Jest mechanikiem, ma w całej Angli sklepy z częściami do samochodów i innych pojazdów. Nawet miły.
- Chłopaki nie macie ochoty postrzelać z dubeltówki? - zapytała Roxy, Louis spojrzał na mnie pytająco, ja się tylko uśmiechnęłam.
- No możemy. - zabrał głos Aden.
- Tylko się nie pozabijajcie. - powiedziałam. - No bo szkoda takiej końskiej mordki.
- Dzięki mała. - powiedział Lou z udawanym fochem, ja cmoknęłam go w policzek i poradziłam aby już poszli strzelać.
- Nadal masz tą samą dubeltówkę, którą Har postrzelił kota pani Moseley. - zapytałam z uśmiechem. Har, a raczej Harrison, młodszy brat mojej mamy i Roxy.
- Tak ta sama. - powiedziała z zachwytem. - Pamiętasz jak to się stało? - zapytała z nadzieją.
- Jak mogłabym zapomnieć. - powiedziałam i zaśmiałam się lekko. No bo to było tak jakieś 3 lata temu. Ja, mama, Har i Roxy siedzieliśmy za domem i oglądaliśmy nową dubeltówkę. Roxy kupiła sobie nie wiadomo po co. Jak się okazało kupiła też taką fajną maszynę, która wypuszcza piłkę w powietrze. No więc zabraliśmy się za strzelanie. Pierwsza była mama, ale ona nie trafiła, Roxy też nie, następna byłam ja. Mój pocisk trafił w koło od samochodu. Kolejny Harrisom. Piłka poleciała w góre i dość szybko spadała, gdy była już praktycznie przy ziemi ten strzelił, ale niestety trafił w kota starszej pani Moseley, która mieszkała dość niedaleko. Biedny kot nie przeżył tego. Starsza kobieta wydarła się na wujka tak, że nawet w Bradford nie mieszka, bo myśli, że ona nadal go skrzyczy, ale ona wyprowadziła się do córki, gdzieś daleko, ale w Anglii.
- Sam, czy ty i Lewis już no wiesz, ten tego? - zapytała. Pytanie nie na miejscu.
- To jest Louis, a wiesz no bo my, tak robiliśmy to. - powiedziałam bez owijania w bawełnę. Jej mogę wszystko powiedzieć. Wiem, że w życiu nie wygada się mojej matce.
- Ale żeby nie było wpadki. - ostrzegła. Tak za każdym razem gdy poznawała moich facetów pytała o to.
- Nie martw się. - powiedziałam i uśmiechnęłam się na widok Louisa, który chybił strzał. Tak zaczęłam rozmyślać, że to nie możliwe, jak to wszystko się zmieniło. Ja, zwykła dziewczyna, zakochałam się w kimś, kimś dobrym, w Louisie, ale nie on jest przy mnie gdy go potrzebuję tylko Liam, pół nocy już po skończeniu naszych „rozgrywek” wyobrażałam sobie na jego miejscu swojego przyjaciela. Wiem, to podłe, ale cóż czasem każdy ma fantazje, ale nie trwały one długo, bo do rzeczywistości ściągnęło mnie słodkie chrapanie Louisa. On jest cudowny i taki słitaśny, że można go nazwać ciasteczkiem z mega dawką cukru, bitą śmietaną i wisienką na czubku. Nie dowierzanie, już minęło sporo czasu, a dziś mam urodziny. Jestem ciekawa czy on o tym wie. Chociaż nie, bo ja mu nie mówiłam.
- Sam! - ktoś wydarł mi się do ucha, to była ciotka. Spojrzała na nie wyczekująco, wtedy poczułam wielki, to znaczy mocny ból głowy. Coś na mnie wleciało.
- Auć! - pisnęłam. Leżałam już na ziemi. Tak oberwałam, że z krzesła spadłam. - Co do kurwy nędzy?! - krzyknęłam zła, a wtedy zauważyłam nad sobą Louisa i Adena, pomogli mi wstać. - Co to było? - zapytałam stojąc obok stołu, Louis mnie podtrzymywał, bez niego chyba bym leżała plackiem na tej trawie.
- Wszystkiego najlepszego mała. - usłyszałam głos, męski głos. Taki dobrze mi znajomy, głos osoby o kilka lat starszej ode mnie.
- Uduszę cię. - wysyczałam łapiąc się za głowę. - Czym oberwałam? - zaczęłam rozglądać się dookoła, a obok swojej nogi zauważyłam piłkę do rugby, przewróciłam oczami i wtuliłam się w swojego chłopaka. - Idiota z ciebie, Harrison. - powiedziałam do niego.
- Też cię kocham Sam. - powiedział, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił mimo, że byłam już wtulona w swojego chłopaka, który patrzył się tempo na mnie. Mój psycho wujek odlepił się. - Harrison jestem. - podał rękę Louisowi, a ty to...? - spojrzał na niego pytająco, a potem na mnie.
- Jestem Louis. - powiedział brunet, odsunął mnie od siebie i uścisnął dłoń wujka. - Kim ty jesteś? - zapytał podejrzliwie.
- Sam, nic mu nie powiedziałaś? - zapytał Har obejmując mnie ramieniem, czyli to znaczy, że chce się podroczyć z moim chłopakiem. - Powiem ci tak... - zwrócił się do Lou. - Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi.
- Owszem, chcę znać. - powiedział Tommo poważnym tonem.
- Ale to może źle się na tobie odbić. - powiedziałam.
- Oraz postawić cię w krępującej sytuacji. - powiedział wujaszek i pocałował mnie w głowę, to dziwne nazywam go wujkiem, a między nami jest 5 lat różnicy.
- Już w takiej stoję. - powiedział groźnie. Ja słodko się uśmiechnęłam.
- Powiemy mu? - zapytał Har tak nonszalancko.
- Chyba musimy. - powiedziałam smutno.
- No to czekam. - odezwał się wkurzony kochaś. 
- No dobra. - powiedział Har. Zrobiła się chwila milczenia, taka cisza przed burzą. - Jestem jej wujkiem. - rzekł.
- Jak mogłaś przecież ja... - i urwał chyba właśnie teraz do niego dotarło co takiego powiedział. - Wujek?
- Żebyś tylko widział swoją minę stary. - powiedział ze śmiechem Har i ominął mojego chłopaka i poszedł do ciotki, która była w kuchni.
- Zwariowałaś? - zapytał szeptem, ale ze złością. - Już myślałem, że będę musiał się z nim bić. - powiedział i odwrócił się do mnie plecami. Ja objęłam go od tyłu i oparłam głowę o jego.
- Wiesz, że cię kocham. - powiedziałam szelmowsko. On się odwrócił i mnie pocałował. Ten jego słodki oddech, te oczy wpatrzone w moje, ten piękny uśmiech. Przy nim czuję się taka malutka, ale wcale nie jestem taka, no dobra może trochę od niego niższa.
- O wiadomość! - krzyknął Harrison trzymając w ręce czyjś telefon, ale nie mój. - Do kogo należy zguba?
- Chyba do mnie. - powiedział Tomlinson podchodząc do niego i zabierając telefon. Jestem ciekawa tej wiadomości. Poszedł na drugi koniec ogródka i zadzwonił do kogoś.
- Widziałem cię w E! - oznajmił mi wujcio z uśmiechem. - No nieźle. Ten chłopak... - wskazał Lou palcem. - Jest szczęściarzem, że może umawiać się z moją siostrzenicą. - rzekł dość szybko jak na jego tok mówienia. Po chwili dodał. - Ale jeśli cię skrzywdzi wiedz, że go znajdę i... - przerwałam mu.
- Nie musisz, Stella i Liam... - nad tym drugim imieniem musiałam się zastanowić. - Dorwali by go pierwsi, a on by popamiętał to do końca życia.
- No widzę, że masz już w tamtym świecie oddanych przyjaciół. - powiedział tajemniczo, przeciągając końcówkę ostatniego wyrazu. Jestem zdziwiona, bo nie wiem o co lata. Harrison co chwilę spoglądał na parking przed domem, gdzie stał nasz samochód, tzn. Lou samochód.
- Har, w porządku z tobą? - zapytałam przykładając swoją dłoń do jego czoła  aby sprawdzić czy ma gorączkę.
- Tak, w porządku. - powiedział spoglądając krzywo w tamtym kierunku. Zabrałam dłoń z jego twarzy i sama spojrzałam w tamtym kierunku, nic nie widziałam.
- Roxy!! - zaczęłam się drzeć. - ROXY!!! CHODŹ TU SZYBKO!!! - wrzasnęłam z niepokojem. Ona szybko z dużą łyżką do sałatki w lewej dłoni i młotkiem do kotletów w prawej zjawiła się tuż obok mnie.
- Co się dzieje? - zapytała zdyszana. Hahaha komicznie to wyglądało, gdzieś po drodze pogubiła swoje buty.
- Harrison zachowuje się dziwnie. - powiedziałam i spojrzałam na nią badawczo, chyba zrozumiała.
- No wiesz. Myślałam, że jakiś złodziej lub coś tu jest. - powiedziała i wróciła do kuchni. W tym czasie przyleciał Louis, który skończył rozmowę.
- Co się stało? - zapytał mnie, a ja pokręciłam głową, na znak, że nie wiem. - Ej nic ci nie jest? Mam dzwonić na pogotowie, policję lub coś w tym stylu? - zapytał mój chłopak.
- Może po lawetę zadzwoń. - ta odpowiedź dużo dała mi do myślenia. Te cholerne otrzęsiny.
- O kurwa! - wrzasnęłam. - Jak mogłam się nie domyślić!
- Sam, o co chodzi? - zapytał Lou trzymając mnie za rękę, spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Przepraszam kocie. - powiedziałam i pobiegłam do ciotki. Do kuchni droga była prosta, ale dość długa. Gdy już się tam znalazłam, zobaczyłam, że ciotka robi moją ulubioną sałatkę cesarską. Ustałam obok niej opierając się o blat, nalałam sobie do szklanki zimnej wody z kranu i wypiłam wszystko.
- No mów co jest. - poganiała mnie.
- Czy nadal są tutaj te „otrzęsiny”? - pytanie może nie na miejscu, ale boję się, że to właśnie się stało.
- No czasami, a co? - zapytała, a ja posłałam jej spojrzenie mówiące „A zgadnij kobieto!” - Kurwa! - wrzasnęła. - Aden! Chodź na parking. - zawołała narzeczonego, który szukał chyba piwa w spiżarce. Ja już byłam na podjeździe, koła w sportowym aucie Louisa były dziurawe. Ktoś przeciął je nożem. Pewnie jakieś smarki!
- Cholera i co teraz! - zaczął panikować Lou. - Gdzie ja teraz znajdę nowe koła? Nie będziemy mięli jak wrócić.
- Spokojnie. - rzekła Roxy. - Aden zaholuje twój samochód do warsztatu i tam się nim zajmą, a póki co ja pożyczę wam mój kabriolet.
Ciotka zaprowadziła nas do garażu, gdzie stało jej różowe autko. Jak Lou zobaczył czym ma jeździć opadła mu szczena. Miałam z niego niezły ubaw. Tak swoją drogą, zastanawiam się co jeszcze ciekawego przydarzy nam się podczas naszego pobytu w Bradford. Jak na razie nie musimy narzekać na brak wrażeń.
Kiedy moje słonko upewniło się, że jego samochód jest w dobrych rękach, poszliśmy do ogrodu aby zjeść obiad, który przygotowała Roxana. Może ona czasem zachowuje się jak dziecko, ale gotuje fantastycznie. Z tej okazji, że dzisiaj moje urodziny czekała na mnie niespodzianka w postaci tortu, który przywiózł Harrison. Wszyscy obecni zaśpiewali mi „Sto lat”, złożyli życzenia i dali prezenty.
Byłam już trochę zmęczona tymi wszystkimi niespodziankami, więc podziękowałam za wszystko i razem z Louisem wróciliśmy do domu.
Kiedy Lou poszedł pod prysznic zadzwonił mój telefon. To była mama. Pod pretekstem złożenia mi życzeń urodzinowych wypytała również czy wszystko u nas w porządku. Jeszcze chwilę z nią pogadałam, a potem poszłam do łazienki.
Kiedy wróciłam Louis leżał rozłożony na łóżku i słodko się do mnie uśmiechał.
- Co tak się gapisz? - zapytałam.
- Nie wiem dlaczego nie powiedziałaś mi o swoich urodzinach, ale chciałbym to teraz nadrobić i co powiesz na urodzinowy seks? - zapytał śmiesznie poruszając brwiami.
- Zapomnij. - położyłam się obok niego przykrywając kołdrą. Jego mina była wręcz komiczna. - Seks był wczoraj. - skomentowałam to krótko i dałam mu buziaka. Louis cicho jęknął rozczarowany. Wtuliłam się w niego. Czułam jak gładzi mnie po plecach. Po chwili odpłynęłam w krainę snów.


                   ************************************************
Co prawda nie było jeszcze wymaganej liczby komentarzy, ale EveryCalm napisała rozdział, więc go dodaję.
Obiecuję, że w następnym rozdziale będzie nasz ukochany Niall. ;)
Tradycyjnie prosimy o wasze opinie.
Teraz Karolina jest w Oxfordzie, więc na razie nie tworzy, ale jeśli nie będzie 30 komentarzy, to nowy rozdział się nie pojawi. Wierzymy w Was i na pewno dacie radę. :)
Tymczasem udanych wakacji i do następnego