Przez burze Karolinie zepsuł się komputer, więc nie możne pisać nowego rozdziału. Ma nadzieje, że wszystko szybko się naprawi. Tymczasem musicie uzbroić się w cierpliwość i czekać. Nie bądźcie na nią złe, jej jest bardzo przykro, że Was zawiodła.
Jeszcze raz przepraszamy.
poniedziałek, 30 lipca 2012
piątek, 27 lipca 2012
Rozdział #20
(Oczami
Stelli)
Przyjechałam do Francji. Pewnie dlatego, że chciałam uciec
od tego całego zgiełku? Tak, ale też stęskniłam się za moim kuzynem Harperem.
Nie wiem o co chodzi. Cindy często się do mnie przytula, płacze. W nocy nawet
przychodzi do mnie do łóżka, bo nie chce spać sama. Przyjaciele mi współczują i
mówią, abym sprawdziła jakąkolwiek gazetę. Ale ja nie chce, nie chce
interesować się plotkami. Trochę obawiam się, że mogę zobaczyć tam coś
niemiłego, a to na pewno nie byłoby fajne. A za to zamierzam dorosnąć.
Przyznam, że zaczęłam chodzi do kościoła. Nawet się wyspowiadałam. Ujawnienie
wszystkich moich grzechów było trudne, ale przełamałam się. Zaczęłam się
modlić, bo okazało się, że jestem bliska dna.
Zastanawiam się, co tam słychać u Nialla. Liam powiedział,
że pojechał do domu do Irlandii. Ja na razie nie mam po co wracać do domu.
Rodzice są w NY, nawet nie raczą zadzwonić, napisać sms’a, a nawet sami nie
odbiorą i nie odpiszą. Zaczęłam pisać piosenki. Mam ze sobą gitarę i w nocy
zdarzy się, że gram dla Cindy jakąś kołysankę, którą tata mi śpiewał jak byłam
mała. Mój tata kiedyś śpiewał razem ze swoim przyjacielem Simonem. My nazywamy
go wujkiem. Został on nawet moim ojcem chrzestnym. Jest wielką szychą, znany
pod pseudonimem łowców talentów. Od kilku dni jest we Francji. Gadał z nim
Harper i wspomniał, że ma wpaść na kolacje czy coś tam.
Co robie? Obecnie siedzę przy pianinie i gram jedną z
moich piosenek „Broken Arrow”. Jest ona o tym, jak bardzo tęsknię za osobą, na
której bardzo mi zależy, którą zraniłam, ale ona też mnie bardzo zraniła. Ta
piosenka, a raczej jej melodia wywołuje w moich oczach łzy, dlatego że mam
poczucie winy. Zaczęłam sobie śpiewać.
What
do you do when you're stuck,
Because the one that you love,
Has pushed you away,
And you can't deal with the pain,
And now you're trying to fix me,
Mend what he did,
I'll find the piece that I'm missing,
But I still miss him,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him, I miss him, I'm missng him
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
He's the thorn in my flesh
That I can't take out
He's stealing my breath
When you're around,
And now you're trying to convince me,
He wasn't worth it,
But you can't complete me,
He's the part that is missing,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him I miss him, I'm missing him,
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
What do you do
When your hearts in two places?
You feel great but you're torn inside.
You feel love but you just can't embrace it,
When you found the right one at the wrong time.
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
Because the one that you love,
Has pushed you away,
And you can't deal with the pain,
And now you're trying to fix me,
Mend what he did,
I'll find the piece that I'm missing,
But I still miss him,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him, I miss him, I'm missng him
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
He's the thorn in my flesh
That I can't take out
He's stealing my breath
When you're around,
And now you're trying to convince me,
He wasn't worth it,
But you can't complete me,
He's the part that is missing,
I miss him, I'm missing him,
Oh I miss him I miss him, I'm missing him,
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
What do you do
When your hearts in two places?
You feel great but you're torn inside.
You feel love but you just can't embrace it,
When you found the right one at the wrong time.
And you're sitting in the front row,
Wanna be first in line,
Waiting by my window,
Giving me all your time,
You could be my hero,
If only I could let go,
But his love is still in me,
Like a broken arrow.
Like a broken arrow.
Gdy skończyłam, usłyszałam znajomy głos. Nie spodziewałam
się go. Myślałam, że spale się ze wstydu. Przecież to jest o mnie, ale on chyba
tego nie wiem.
- To było ładne. - powiedział wujek Simon. Wziął krzesło,
dostawił do mnie i usiadł. - O tobie, prawda? - nic nie odpowiedziałam, tylko
skuliłam głowę. - Jaki tytuł? - zapytał.
- Broken Arrow. - powiedziałam, podając mu nuty. On
patrzył w nie jakby czegoś chciał się doszukać. - Masz talent po ojcu. Powinnaś
śpiewać Stello.
- Powinnam wiele rzeczy. - powiedziałam po nosem, co mu
się nie spodobało.
- Ale ja mówię poważnie. Musisz pokazać to całemu światu.
Świat musi usłyszeć twoją piosenkę albo piosenki. Bo jak wiem masz ich więcej.
Nie odrzucaj tego. Daj chociaż szanse temu. Jak ci się nie spodoba, to nic. Ale
spróbuj nagrać najpierw jedną piosenkę. Ja zabiorę ciebie specjalnie do Nowego
Jorku. Stell zastanów się. - powiedział. Może długie to to nie jest, ale
przekonujące.
- No nie wiem. - odpowiedziałam. Wujek czekał na więcej
wyjaśnień, ale ja nie chciałam mu o nich opowiadać. Uratował mnie mój telefon,
którym zaczął dzwonić. Więc poszłam odebrać, a wujka zostawiłam w pokoju z
Cindy i Harperem. - Halo? - odebrałam telefon.
- Stella, dzień dobry. Tu mama Nialla. - odezwał się
damski głos.
- Dzień dobry, proszę pani. - odpowiedziałam trochę
zdezorientowana.
- Co słychać dziecko? - zapytała. Hmm... fajna taka mama.
Oddałabym wszystko aby moja też taka była.
- A w porządku, dziękuję. - odpowiedziałam jej, ale przy
tym głos mi zadrżał i lekko westchnęłam.
- Coś mi się nie wydaje. - powiedziała stanowczo, ale
opiekuńczo. Nie odpowiedziałam, więc ona musiała coś powiedzieć. Ja poszłam do
pokoju gościnnego, który akurat zajmowałam. Usiadłam na krześle obrotowym i
słuchałam co mówiła. - Ostatnio coś chyba stało się między tobą, a moim
synkiem. Nawet w gazetach było coś o was pisane, ale nie chce w to wierzyć.
Niall często wieczorami siedzi zamknięty
w pokoju i schudł bardzo.
- On zawsze był chudy. - powiedziałam z uśmiechem.
- Ale ostatnio jest nieswój, taki inny. Myślałam, że to
przez te plotki co piszą w gazetach i w Internecie. - odezwała się, a mi aż
głupio się zrobiło. - Kilka dni temu nawet płakał, ale wypiera się tego. Bardzo
za tobą tęskni. - ja też tęsknie, cholernie. Nie odezwałam się. - Stello co się
stało?
- N-n-nic. - powiedziałam drżąco.
- Wiem, że teraz pewnie przechodzisz trudny okres. No bo
nie każdego rodzice się rozwodzą. Chcę abyś wiedziała, że zawsze możesz na
mnie, a raczej nas, całą naszą rodzinę liczyć. - to co powiedziała zszokowało
mnie. Miałam w oczach łzy.
- Jak to się rozwodzą? - zapytałam i kilka słonych kropel
spadło na moją niebieską bluzkę.
- To ty nic nie wiesz? Mogą to być plotki, bo teraz w
każdej gazecie piszą o rozwodzie twoich rodziców. Niall czuje się troszkę
winny. Powinniście ze sobą porozmawiać.
- Nie wiem czy to plotki czy prawda. Nie mam od nich
żadnych wiadomości, a Cindy często płacze. Już nie wiem co mam robić. Po tym co
się stało, co ja zrobiłam, co on zrobił czuję się jak ostatnia paskuda, taka
szmata do podłogi albo i mop. - mama Horanka zaśmiała się.
- Nie będę pytała o to co między wami się wydarzyło, bo
widzę, że dla was obojga to trudne, ale macie we mnie oparcie pomimo wszystko.
- ta kobieta jest jak anioł.
- Dziękuję. - powiedziałam przez łzy. - Rozmazałam się. -
rzuciłam.
- Oj słońce jeszcze nie raz się rozmażesz. - ma racje ona,
ale już nigdy przez coś takiego.
- Pewnie tak. - szepnęłam.
- Stello możemy jeszcze potem pogadać? Właśnie chyba
spalił mi się obiad. - powiedziała w biegu, zaśmiałam się i wytarłam oczy dłonią.
- Oczywiście, do następnej rozmowy. - pożegnałam się i
rozłączyłam się.
Weszłam do łazienki spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak
sierota, serio masakra. Na dole czeka wujek Simon. Tak ten sam - Simon Cowell.
Dobra Stella weź się w garść. Masz doła, ale to nie koniec świata, dorośnij.
Napisz do przyjaciół. Kurde urodziny Sam, zapomniałam. Wyjęłam telefon z
kieszeni i stukałam wiadomość tekstową.
„Droga Sam, wszystkiego najlepszego. Uśmiechu na twarzy,
połamanych stołów i aby ten pajac cię nie denerwował. Tęsknię i pozdrawiam -
Stella.
PS. Sorry, że dzień po urodzinach.”
Wysłałam. Telefon odłożyłam na półeczkę i postanowiłam
doprowadzić się do porządku. Szybko zmyłam makijaż, który rozmazał się i
pomalowałam się na nowo. I nagle naszła mnie myśl aby napisać do Nialla lub coś
w tym stylu. Ciekawi mnie co teraz robi. Wstukałam numer blondyna. Jeden sygnał
- nic. Trzy sygnały - nic. Piąty sygnał -
...
- Słucham, telefon Nialla Horana z One Direction. Kto
mówi? - odebrała jakaś dziewczyna. Już się z laskami prowadza.
- Hej tutaj... Anabelle. Umm zastałam Nialla? - zapytałam
oszołomiona, no weźcie jakaś małpa odbiera jego telefon.
- Niestety, jest teraz w łazience. - nie no głośniej
kotku, głośniej.
- Ahaa, to poczekam aż wyjdzie. - powiedziałam i czekałam
na jej ruch.
- Ale wiesz on może tam siedzieć troche.- teraz to mnie
wkurzyła.
- Kim ty jesteś? - zapytałam ze złością.
- Jego przyjaciółką, a ty?
- Jego najlepszą przyjaciółką. - odpowiedziałam i
myślałam, że kurwica mnie strzeli, nie chwila już strzeliła.
- Yhym, nie wspominał o tobie... - warknęła.
- Barbie schowaj się w cień, bo nawet podpaski always ci
nie pomogą. - powiedziałam wpieniona.
- Spokojnie. Jak wyjdzie to oddzwoni. - powiedziała. -
Jesteśmy na wakacjach, a ty nam przeszkadzasz.
- A nie pomyślałaś, że mam ważny powód? - zapytałam. -
Gdzie wy na wakacjach?
- W LA. - powiedziała radośnie, a ja warknęłam i wtedy
usłyszałam jego głos.
- Z kim rozmawiasz Dems? - Niall z jakąś Dems w LA., Boże
broń mnie, bo ją uduszę.
- Z jakąś dziewczyną, chyba twoja fanka. Uważaj komu numer
dajesz. - powiedziała ta jędza.
- Nie jestem fanką! - krzyknęłam. - On mnie zna bardzo
dobrze. A ty paniusiu wal się! - wykrzyczałam co musiałam i rozłączyłam się.
Tak, bardzo tęskni. Jego mama pewnie specjalnie to
powiedziała, ale gdyby tylko znała prawde nigdy by się do mnie nie odezwała.
Wyszłam z łazienki i poleciałam na dół do salonu. Wszyscy
spojrzeli na mnie wyczekująco z nadzieją. Ale nie wiem o co chodzi.
- Nienawidzę go! Nienawidzę jej! Niech pieprzą się w LA i
się cieszą. Ufff debile. - spojrzenia mojej siostry, Harpera i wujka były
zadziwiające.- A wujku, chcę nagrać więcej piosenek. Mogę? Chcę być
piosenkarką, a ty jesteś łowcą talentów. Pomożesz mi w tym?
- Stello oczywiście. - powiedział z uśmiechem. - A teraz
usiądź do stołu i zjedz coś.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam ze złością.
- Co się stało? - zapytała mnie siostra.
- Nic. - odpowiedziałam i usiadałam na krześle między
Cindy a Harperem.
- Mała opowiadaj. - powiedział Harper, nie no niech tak
nie mówi.
- Stello o co chodzi? - zapytał wujek zirytowany moim
zachowaniem.
- Niall jest a wakacjach z jakąś pindą. - odpowiedziałam
im.
- I co w tym złego? - zapytała 10-latka.
- To że to mój chłopak i niejaka Dems siedzi z nim w LA i
odbiera jego telefony i wciska mu kity, że jestem fanką. Z niej jest zdzira,
nie umie nawet ludzi szanować. - powiedziałam szybko.
- A obraziłaś ją? - zapytał Simon z tym swoim
przenikającym wzrokiem.
- Niieee - odpowiedziałam przedłużając. Po tym zawsze
można było poznać, że kłamię.
- Wiesz gamoń nie docenia, że ma dziewczynę, która w końcu
pobije sławą samą Brithney Spears. - rzekł kuzyn, posłałam mu uśmiech i
zerknęłam na stół stały tam jedzonka. No wiecie naleśniki i placki różnego
rodzaju. Nałożyłam sobie 4 placki kartoflane na talerzyk, posypałam cukrem
pudrem i jadłam mrucząc pod nosem, jak ich nie znoszę.
- Miałaś nie jeść. - powiedziała siostrunia.
- Cicho, mój brzuch domaga się żarcia. Tak długo nie
jadłam, że cholera. - rzekłam i wszyscy się zaśmiali.
- No więc Stell omówmy twoją karierę. - rzucił Simon i
wtedy rozkręciłam się zacięta dyskusja na ten temat.
(Oczami
Nialla)
Przedwczoraj menadżer powiadomił mnie, że staczam się a
dno. Nie ma co, człowiek wielkoduszny. Oraz powiedział, że mam być w ustawionym
związku z Demi Lovato. Ubóstwiałem tą laske, ale i tak nie miałem ochoty teraz
z nikim gadać. Chciałem być zamknięty w pokoju i... użalać się nad sobą?
- Niiie mam dość, ona jest jak dziecko. Nie kocham jej. -
powiedziałem do swojego odbicia w lustrze.
- Co ty chrzanisz? Kochasz i dobrze wiesz, że ona ciebie
też. - powiedziało moje odbicie.
- A co ty wiesz? - rzuciłem ochlapując sobie twarz wodą.
- Tyle że jestem tobą i wiem co czujesz. - rzekł. Miał
racje, ale nie przyznam się.
- Kurde co ja wyprawiam. W pokoju czeka na mnie Dems. -
rzekłem wychodząc z łazienki. I usłyszałem, że z kimś rozmawia. - Z kim
rozmawiasz Dems? - zapytałem.
- Z jakąś dziewczyną, chyba twoja fanka. Uważaj komu numer
dajesz. - ostrzegła mnie, co było dziwne, nie daje fanom numeru.
- Ale czy na pewno? - zapytałem. A on posłała mi uśmiech.
Sorry, ale ona wygląda jakby się spiekła na solarium, ale widać, że ma tone
pudru na mordzie. Ale bez niego jest nawet ładna. - A jak się nazywała.
- Anabelle, jak się nie mylę. - rzuciła. No kurde co za
Anabelle?... Nie znam... Znam ale to nie tamte... A może to ona?
- Co mówiła? - zapytałem
siadając obok Demi.
- Że jest twoją najlepszą przyjaciółką, była niemiła przez
telefon i wyzwała mnie od Barbie. - Co do Barbie to się nie myliła.
- Chyba wiem kto to. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Kto? - zapytała zaskoczona.
- Ktoś ważny. - powiedziałem i wywróciłem oczami.
- No dobra, więc idziemy na basen?
- Nie wiem, posiedzę sobie tu.
- No nie daj się prosić. - rzekła ciągnąc mnie za rękę.
- Ja zaraz dojdę. - rzuciłem i znowu wlazłem do łazienki.
Sięgnąłem po telefon, który teraz trzymałem w ręce. Wybrałem numer Stelli.
Kilka sygnałów i ktoś odebrał.
- Halo? - zapytał młody głosik. Zapewne Cindy.
- Cindy, tu Niall daj mi Stell. - poprosiłem bardzo
przejęty.
- Nie, ona właśnie dyskutuje z wujkiem Simonem.
- Wujkiem Simonem? - zapytałem.
- Tak no wiesz. Simon Cowell. - powiedziała i nagle tak
jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, lecz nagle urwała.
- Jejku to wasz wujek? - zapytałem.
- Tak. - odpowiedziała obojętnie. - Wiesz co Horan. Już
cię nie lubie, to znaczy was, waszego zespołu. The Wanted są bardziej dorośli i
nie zachowują się tak jak wy, cholerne gnidy. - powiedziała to tak, jakby
czytała z kartki. Pewne ktoś jej kazał.
- Cóż trudno się mówi. - już miałem się rozłączyć gdy
nagle.
- Nie ważne o czym rozmawiają, dogadaj się z moją siostrą.
- powiedziała po cichu i rozłączyła się. Ja nic nie powiedziałem. Nie
wiedziałem co robić. Ale cóż dzisiejszy dzień jest dla mnie i zamierzam dobrze
się bawić. Idę na basen.
W drodze do basenu zaprzątały mnie myśli. Pisałem sms’y z
moim bratem Gregiem. Za kilka dni mam wrócić do Irlandii. Nie wiem jak tam
wytrzymam. Teraz jestem wolnym strzelcem, a tu jest dużo ekstra panienek to
będzie podryw roku. Wszedłem na basen, zmierzwiłem sobie włosy i uśmiechnąłem
się do pięknej brunetki leżącej na leżaku i czytającej książkę. Trochę
przypominała mi Stell. Miały taki sam kolor włosów, więc na wstępie odpada, ale
warto było by tą poznać. Ale ja nie umiem z laskami gadać. No cóż takie życie.
Zająłem leżak obok panny Lokato, która opalała się.
Zerknęła na mnie. Położyła się na brzuchu i poprosiła abym posmarował jej
plecki. No więc zrobiłem to. Ona chciała mi też posmarować, ale nie zgodziłem
się. Muszę się opalić, bo w UK ciągle pada. Leżałem na leżaku i pisałem sms’y z
chłopakami, bratem i innymi znajomymi. Kurde wszyscy pytali o to samo. A co ja
na to: A no gites sam jej zapytaj. I odpierdalali się. Dams coś tam do mnie
gadała, ale jej nie słuchałem. Wokół nas roiło się od paparazzi. Mam ochotę
skończyć z tą ustawką. Bo to może wyrządzić dużo złego. Wiadomo o co chodzi,
chyba. Tak więc, po godzince sms’owania Demi musiała lecieć do studia, a ja
poszedłem do pokoju hotelowego zdrzemnąć się i przemyśleć wszystko. Czy kocham,
czy nie i jak to dalej będzie. No pewnie, że kocham. Nie prawda. Prawda. Nie.
Tak
- Zaraz zwariuje!
(Oczami
Stelli)
Wujek oznajmił mi, że będę musiała na jakiś czas przenieść
się do Nowego Jorku. Mniej więcej około dwóch miesięcy, aby nagrać płytę,
udzielić wywiadów i spędzić mile czas. Kocham Nowy Jork, jest tam zajebiście.
Cindy podczas rozmowy zasnęła, a ja musiałam zanieść ją do łóżka, fajnie jest
tak opiekować się kimś młodszym, mimo że ona ma 10 lat. Harper był jakby nie
obecny, pisał z osobą podpisaną jako Greg. Nie wiem co to za jeden. Chyba nie
wiem, bo znam dużo Gregów, a za to co za różnica. Niech pisze z kim chce. Nie
mogę się już doczekać wyjazdu do NY. Jutro rano wyjeżdżamy, więc jest tylko
pare godzin na spakowanie się. Kurcze oby ono szybko poszło. Cindy już
spakowałam, to było łatwe. Z moimi rzeczami będzie masakra. Bo Harper gdzieś mi
połowę powynosił. Idiota, ale kochany. Weszłam na twittera i napisałam do Alex.
„@AlexGray Mam nadzieję, że Włochy się podobają. Zapraszam
do New York City xx”
Weszłam jeszcze a profil Sam i Louisa. Jak zwykle Sam
pisała jedno zdanie tygodniowo np. Dziś mam zajebisty humor. Ona jest bardzo
oszczędna.
Za to u Lou na tt są zdjęcia Sam jak jeździ na hulajnodze
i jak siedzi w różowym samochodzie. Kurcze i to w Bradford się bawią.
Ja sama
dodałam wpis:
“I just woke up from a fractured fairy tale.”
Posypało się dużo tweetów do
mnie czy chodzi o zerwanie z Niallem musiałam odpisać, że coś takiego nie miało miejsca. Nie wiem, nie było
powiedziane, że zerwaliśmy, ale chyba tak się stało. Nie wiem czy możemy nazwać
się parą. Przyszedł mi do głowy fajny pomysł. Napiszę piosenkę, to znaczy
dokończę. A mój wpis będzie jej pierwszym wersem.
Tak więc
zajęłam się pisaniem piosenki. Dostałam sms’a od wujka, że dzień po przylocie
do NY będziemy nagrywać piosenkę. Ucieszyłam się. Tylko jak nazwę album. Mam
kilka fajnych piosenek. Wiem, płyta będzie się zwała The Game! I będzie boska.
„Czas się pakować jutro NY, dziękuję wujkowi
za szansę i za chęć do życia.”
On zawsze powtarzał, że będę wielką gwiazdą,
ale zawsze bałam się uwolnić głos. Mam nadzieję, że nie zmarnuję tego daru.
Szybko poleciałam do schowka po walizki. I
zaczęłam się pakować. Pakowanie nie zabrało mi sporo czasu, więc mogłam
wcześniej pójść spać, bo o 5 rano trzeba będzie wstać.
******************************************************
Dziękujemy Wam, że nadal jesteście z
nami. To wiele dla nas znaczy.
Do tych, którym przeszkadza, że chce
komentarzy. - Wypchajcie się.
Nowy rozdział = 30 komentarzy
środa, 4 lipca 2012
Rozdział #19
(Oczami
Louisa)
Jesteśmy w Bradford. Po drodze przydarzyło się nam wiele
przygód, a poza tym dostałem opieprz od swojej dziewczyny. Myślała, że ją
wystawiłem. Ale nie, tak nie było. Po prostu zaspałem i Liam schował mój
telefon do zamrażalnika, a potem pojechał do domu odwiedzić rodziców, a ja
szukałem telefonu. Znalazłem go dopiero o 17. Myślałem, że wyjdę z siebie i
stanę obok. Ale to jeszcze nic. W drodze do rodzinnego miasta mojej kobiety
padł akumulator i czekaliśmy 2 godziny na pomoc drogową. W przeciągu tych dwóch
godzin miałem ochotę sprawdzić czy prawdą jest, że uprawiając seks w
samochodzie dziewczyna nie zajdzie w ciążę. Szybko odgoniłem od siebie tę myśl,
bo nie dość, że jestem wkurzony, to jeszcze ludzie się gapią. Gdy przyjechała
pomoc i zmieniła nam akumulator, mogliśmy ruszać dalej. Wtedy myślałem, że już
nic złego nie może się stać. Najwyraźniej myliłem się. Zadzwonił do mnie Harper
i gadaliśmy sobie z dobre 30 minut. Po skończonej rozmowie chciałem rzucić
telefon na tyły mojego autka, a machnąłem tak, że wypadł mi przez okno. Sam
śmiała się jak idiotka. Cofnąłem po telefon, a los chciał, że musiałem go
przejechać. Wtedy myślałem, że rozpierdol cały świat. Lecz udało mi się stłumić
złość. Brawa dla mnie. Godzinę potem byliśmy już w Bradford. Mogę powiedzieć,
że jestem tu pierwszy raz, ale i tak wolę swoje rodzinne miasto, chociaż temu
też nic nie brak.
Osiedle, w którym znajduję się dom Samanthy, jest takie...
brak mi na nie określenia. Każdy dom wyglądam na bogaty, ale jak się
dowiedziałem mieszkają tu różni ludzie, bogaci oraz ci, którzy dobrze
zarabiają, ale się do nich nie zaliczają.
Wszedłem do domu i zauważyłem, że jest trochę pusto. No a
co się dziwić, skoro prawdopodobnie do Londynu przeprowadzili się już na stałe.
Ale w domu nadal pozostały meble i inne takie. Rozejrzałem się dookoła i
stwierdziłem, że całkiem tu przytulnie. Dobrze będzie tutaj spędzić cały
tydzień. Jutro pewnie odwiedzimy ciocię Sam, niejaką Roxy, która jest młodszą
siostrą mamy mojej dziewczyny. Sam ostrzegała mnie, że może zadawać dziwne i
niezręczne pytania. Ale to tylko dlatego, że nie jest przyzwyczajona do roli
ciotki. Cóż się dziwić ma 25 lat i jeździ różowym kabrioletem. Podobno ma
faceta, ale chyba nikt z rodziny go nie poznał. Gdy Sam mi o niej opowiadała to
bałem się ją poznać, nadal się boję. To chyba straszne mieć ciotkę o 7 lat
starszą od siebie. Dobra, mniejsza o nią. Mamy godzine...? O w mordę nie mam
zegarka.
- Sam, kochana! Która godzina? - wydarłem się, ponieważ
siedzę w pokoju, a ona bierze prysznic.
- Nie wiem, na parapecie leży mój telefon. Sprawdź! - no
dobra, więc tak zrobiłem. Sprawdziłem, 23:00. Nie no zajebiście, nie ma co.
Usidłam sobie spokojnie na łóżku, które przez cały tydzień
będę dzielił z Sam. Wziąłem jej telefon do ręki i najpierw zacząłem przeglądać
smsy. Jak zwykle najwięcej od Stelli, Alex, Liama i mnie. W wiadomościach nic
ciekawego nie było, więc przerzuciłem się na zdjęcia. A dużo ich w tym cacku
mojej dziewczyny. Byłem na nich ja, Sam, Alex, Stell, Liam, Harry, Niall i Zayn
oraz znajomi z tańców, ubrania, itp. Oglądanie zdjęć przerwał sms od Stelli.
Odczytałem.
”Ja mam już chyba na bani.”
’’Co, dlaczego? Tu Louis. PS. Nie masz na bani.”
Zaraz dostałem odpowiedz.
’’Serio? Że ja na coś takiego nie wpadłam.”
Nadal nie wiem o co chodzi.
’’Każdy może się pomylić. A o co chodzi?”
Odpowiedz przyszła w ciągu 30 sekund.
’’Kumpel Harpera jest tak podobny do Nialla. Mają takie
same cechy, blondyni, itp. Ale że ja? Jak ja mogłam się pomylić? No więc?”
’’Przesadzasz. Weź, wrzuć na luz. Dobrze? ;)”
’’Nie, teraz to mam depreche! Jestem głupia jak nic.”
’’Jesteś niemożliwa, poddaje się. Ciebie nie da się
przekonać.”
’’No widzisz! Głupia jestem.”
’’O matko! Lepiej pogadaj o tym z Liamem.”
Odpowiedzi już nie dostałem. Zacząłem się zastanawiać co
jej odpierdoliło. Jednak ona nadal czuje coś do naszego blondynka. Kto by
uwierzył. No ale cóż, blondynek te z ma coś do niej, więc może kiedyś tam się
pogodzą.
- Pisałeś z kimś? - zapytała Sam wychodząc z łazienki
ubrana w zwiewną koszule nocną.
- Stella napisała, ale przekierowałem ją do Liama. -
odpowiedziałem. Wziąłem kilka sowich rzeczy i poszedłem do łazienki, ale
najpierw dałem swojej dziewczynie mocnego buziaka. Myłem się dość szybko.
Specjalnie aby spędzić ten czas ze swoją dziewczyną, chyba wiadomo co mam na
myśli. Gdy wyszedłem z łazienki, w pokoju było pusto, a z dołu dobiegał
roześmiany głos mojej panny. Stała w kuchni i robiła kolację, i rozmawiała z
kimś. Chyba z Alex.
Podszedłem do niej od tyłu i przyciągnąłem ją do siebie.
Zrozumiała, że chciałbym aby zakończyła rozmowę, tak też zrobiła. Uśmiechnęła
się słodko i wróciła do robienia kolacji. Ja przytulałem ją, a do tego
całowałem co chwile w szyję i w obojczyk.
- Louis przestań. - powiedziała, nie przerywając swojego
zajęcia. - A co z kolacją?
- Wolę zacząć od deseru. - zabrałem jej nóż z ręki,
odciągnąłem ją od szafki i posadziłem ją na stole. Stanąłem pomiędzy jej
nogami. Sam chwyciła mnie w pasie i przyciągnęła bliżej do siebie. Wpiłem się
zachłannie w jej soczyste usta. Moje ręce powędrowały pod jej koszulę,
ściągając ją. Zacząłem bawić się jej piersiami. Ugniatałem je i ściskałem. Ona
również się nie ociągała. Poczułem jak rozpina mi spodnie, których chwilę potem
już na sobie nie miałem. Dotykała mojej męskości przez materiał bokserek. Poczułem
jak mój penis twardnieje. Całowałem jej szyję i dekolt. Spodobało
jej się to, bo delikatnie odchyliła głowę i cicho zamruczała. Chwyciłem ją za
tyłek i podniosłem do góry. Na ślepo, obijając się o ściany zaprowadziłem nas
do sypialni. Delikatnie, jakby bojąc się, że coś jej się może stać
położyłem ją na łóżku. Zdjąłem z siebie koszulkę, seksownie ją za siebie
rzucając, na co Sam się słodko zaśmiała. Wyglądała tak wspaniale. Zbliżyłem się
do niej. Pokrywałem pocałunkami każdy centymetr jej nagiego, ale jakże
idealnego ciała. Dziewczyna wsunęła ręce w moje włosy lekko zaciskając dłonie. Nasze oddechy stały się coraz szybsze, Sam była coraz
bardziej podniecona, ja z resztą również. Zrzuciłem z nas ostatnią część
garderoby. Sięgnąłem do szafki obok łóżka po prezerwatywę i sprawnie nałożyłem
ją na swojego członka. Położyłem się na niej i w nią wszedłem. Na początek
zadawałem jej delikatne pchnięcia. Sam patrzyła na wzrokiem pełnym pożądania i
pojękiwała cichutko. Ja zbliżyłem się do jej twarzy i szeptałem sprośne teksty
lekko podgryzając płatek jej ucha. Moje kochanie poprosiło mnie, abym
przyspieszył ruchy, tak więc zrobiłem. Jęczałem z rozkoszy. Sam co chwile
krzyczała moje imię, co jeszcze bardziej mnie podniecało. Wzdychałem, nie mogąc
złapać powietrza. Przez nasze ciała przeszedł przyjemny dreszcz. W jednej
chwili oboje głośno krzyknęliśmy. Doszliśmy równocześnie. Opadłem bezsilnie
obok niej.
- Kocham Cię, Sam. - szepnąłem czule resztkami
sił.
- Też Cię kocham, Lou. - odpowiedziała i
wtuliła się we mnie powoli zamykając oczy.
(Oczami Sam)
Obudziłam się ok. 10 rano w objęciach mojego machomen’a.
Uśmiechnęłam się leciutko na wspomnienie wczorajszej nocy. Całe szczęście
zabezpieczyliśmy się. Ale muszę przyznać było fajnie. Dziś będzie dzień pełen
wrażeń. Trzeba będzie się przygotować na wszystko. Mam ochotę wyjść z tego
łóżka i iść pobiegać, potańczyć, ale mój nieszczęsny chłopak trzyma mnie w
żelaznym uścisku. Zaczęłam go szturchać, ten tylko machał jakby muchy odganiał.
- Tommo! - wrzasnęłam mu do ucha, na co od razu się
przebudził, a ja z triumfalnym uśmiechem patrzyłam na niego.
- Pali się czy co. Daj spać, jest jeszcze noc. -
powiedział błagalnie i położył się z powrotem. Ja nie wytrzymałam i dałam mu z
plaskacza w policzek. - No już wstaję, wstaję. - powiedział i się podniósł.
Chciał wyjść z łóżka, ale nie pozwoliłam mu na to. Ja wyszłam pierwsza
zawijając się kołdrą. A jemu zostało prześcieradło.
- Idę do łazienki. - powiedziałam po czym wzięłam czarne
rurki, białą bluzkę i granatową bluzę na zamek i poszłam do łazienki. Louisa
zostawiłam w pokoju przy okazji oświeciłam go by skorzystał sobie z łazienki na
korytarzu. W łazience było troszkę zimno. Włączyłam kran pod prysznicem, a z
słuchawki poleciała gorąca woda. Od razu zaczęło robić się cieplej. Popatrzyłam
w lustro. Noc była boska, ale niewyspana jestem. Zrzuciłam z siebie kołdrę i
weszłam pod prysznic. Ustałam pod strumieniem ciepłej wody, teraz było
wspaniale. Relaksująca kąpiel z moim ulubionym żelem pod prysznic. Moja kąpiel
trwała jakąś godzinę, co dziesięć minut Lou pukał do drzwi czy jeszcze żyję i
że telefon mi dzwoni i coś tam, że już po 11 i takie tam. Po wyjściu włożyłam
na nogi białe skiepki i czarne trampki. Zeszłam na dół i usłyszałam, że ktoś z
kimś rozmawia. Głos należał do kobiety bardzo dobrze mi znanej.
- O jesteś. - powiedziała gdy zauważyła mnie za plecami
mojego mena. Coś gapiła się na mnie krzywo, no cóż niby jest siostrą mojej
matki, a upodobania podobne do mojego ojca. Najwidoczniej też nie trawi Louisa.
- No jestem. - powiedziałam i przywitałam się z nią
przytulańcem.
- Wpadniecie dziś do mnie? - zapytała jakby nie wiedziała,
że to jest oczywiste.
- Tak no pewnie. - powiedziałam. Wzięłam ją pod ramię i
pociągnęłam w stronę kuchni. - Lou, ja muszę zamienić słowo z ciotką będziemy w
kuchni.
- No co jest? - zapytała będąc już w kuchni.
- Nie lubisz mojego chłopaka? - zapytałam prosto z mostu,
no bo po co miałabym to ukrywać skoro w życiu by mi się to nie przydało.
- Po prostu jestem z lekka zdziwiona, że moja siostrzenica
prowadza się z tym... no jak go tam.. - tak a teraz udaje, że nie pamięta
imienia.
- Weź przestań co! Zachowujesz się jak Stella. Ona ma 18
lat, a ty? Ty masz 25. - powiedziałam już nieco głośniej niż normalnie.
- No serio zdziwiona jestem, przecież on... albo powiem
tak... bardziej pasuje do ciebie ten co ma morde jak koń. - zaśmiałam się, ze
Stell pewnie by się zajebiście dogadały. Boże, tęsknię aż za tą idiotką.
- A który ma końską mordę? - zapytałam śmiejąc się pod
nosem.
- No ten taki szatyn chyba. Loma, Lama, Lima czy jak go
tam.
- Masz na myśli Liama?
- Tak dokładnie, to ten z końską mordą, chyba że miał na
imię Louis. - powiedziała, na co ja zaczęłam się śmiać.
- Kotek! - wydarłam się by przywołać do siebie Tommo.
- Co tam? - zapytał wchodząc, objął mnie od tyłu.
- Moja ciotka uważa, że masz końską mordę. - powiedziałam
z trudem łapiąc oddech.
- To to jest Louis? - zapytała Roxy.
- Tak, Roxy to mój chłopak Louis, Louis to moja ciotka
Roxana, ale mówimy na nią Roxy. - przedstawiłam ich sobie.
- Miło panią poznać. - powiedział Lou z zawstydzeniem, to
pewnie przez tą końską mordę haha.
- Mów mi po imieniu, a tak poza tym o której mam się was
spodziewać? - zapytała. - No wiecie obiad będzie na 15 więc o 13 lub 14 możecie
przyjechać. Poznacie mojego narzeczonego.
- To będziemy o 14. - powiedział Lou.
- Dobrze, to ja już pójdę. Papatki dzieciaki. - odezwała
się.
- Dziwna kobieta. - powiedział Louis nadal się do mnie
tuląc.
- Ona jest normalna tylko gdy zaczyna się jej okres miewa
dziecięce fazy. - oświeciłam go.
- Fuj. - odezwał się.
- Wiem...
- A tak poza tym, to ja na serio mam mordę jak koń? -
zapytał, a ja zaczęłam się śmiać. - To nie śmieszne. - powiedział smutno, ale
mi to nie przeszkadzało w chichotaniu. - Sam przestań. - rzekł stając przede
mną. Miałam to gdzieś i wyszłam z domu, on poszedł za mną. Powoli zaczęłam się
uspokajać, wtedy to Lou już się wcale do mnie nie odzywał. No wiadomo takie
życie.
- Lou poczekaj, mam coś fajnego. - powiedziałam, a on
tylko kiwnął głową i czekał. Ja poszłam do garażu przypomniałam sobie, że
zostawiłam tu kilka rzeczy z mojego dzieciństwa, np. zielona hulajnogę z siodełkiem. Jest zajebista, zawsze lubiłam
na niej szaleć. Często doczepiałam ją do samochodu sąsiadów i gdy oni ruszali
gdzieś ja jechałam za nimi. Potem dostawało mi się, że niby wypadek mogłam
spowodować, lub ktoś by mnie potrącił. Ale nie lubię o tych czasach wspominać
innym.
- Idziesz ty czy się.. - nie dokończył Lou wchodząc do
garażu, może dlatego że szłam z hulajnogą. - Ale ekstra! Daj mi się przejechać,
proszę. - zrobił maślane oczka, a ja, jak to ja nie dałam mu. - Samantho Sophie
Smith w skrócie SSS no daj. - powiedział milutko i podszedł do mnie. - Proszę. - wyszeptał mi tak seksownie
do ucha, że jeszcze chwila i bym pisnęła z podniecenia. Dałam mu tą hulajnogę.
- Umiesz jeździć na takiej? - zapytałam wychodząc z
pomieszczenia.
- Umiem. Mój kolega kiedyś miał taką. - oznajmił, no to
plum Tommo będzie żył. - Skąd ją masz? Myślałem, że już nie produkują takich.
- Ciągle produkują takie, tata kiedyś mi przywiózł jak był
w Nigerii, to mój ulubiony pojazd z dzieciństwa. - powiedziałam wspominając
czas kiedy dostałam to cudo. Tomo pojeździł sobie po osiedlu w to i we wto 8
razy się wywrócił. Życie jest piękne. Hahah, nagrałam to. - Lou, ty nie umiesz
jeździć na tym. - powiedziałam przez śmiech. Sąsiadka, ta do której samochodu
się podczepiałam pokręciła głową z zażenowania i wsiadła do swojego auta.
- To może ty spróbuj. - rzekł Tomlinson. Chce abym
pojeździła no dobra. Wsiadłam na hulajnogę i czekałam aż sąsiadka wyjedzie ze
swojej posesji. Jej samochód ruszył. Doczepiłam się do zderzaka jej samochodu.
Muszę powiedzieć, że jeździ jak pirat drogowy. W pewnym momencie na zakręcie
puściłam się i opędziłam z wielką szybkością w stronę Louisa przy okazji robiąc
jakieś odpały. Gdy byłam już obok Tommo zrobił mi zdjęcie., Ja nie zdążyłam
zahamować i wpadłam na niego gdy zawracałam.
- I ty mówisz, że umiesz jeździć. - powiedział śmiejąc
się.
- Jeżdżę lepiej niż ty, końska mordko. - powiedziałam ze
śmiechem. - Wracamy do domu?
- Jasne, a za chwile będzie leciała powtórka tego programu
E! A ja jeszcze nie widziałem jak tańczysz, muszę to obejrzeć.
- Skąd wiesz, że zraz powtórka?
- Sprawdziłem w necie, widziałem zdjęcie jak tańczyłaś
wczoraj. Więc teraz chcę obejrzeć. - powiedział trzymając mnie za rękę, a w
drugiej mając hulajnogą prowadził mnie do domu. Włączyliśmy TV i akurat
trafiliśmy na E! Zaczął się program. Gadali coś o funduszach kraju, potem był
wywiad z książęcą parą, następnie zapowiedzieli Carly Rae Jepsen i jej piosenkę
Call me maybe wtedy weszliśmy. Ona na przodzie śpiewała, my tańczyliśmy. W
ostatniej minucie było zbliżenie na nas, nawet nie wiedziałam, ale zajebiście
wyglądałam w tej srebrnej kiecce. Potem wywiad i następni artyści pojawili się,
a za nimi tancerze.
- Masz talent słońce. - rzekł całując mnie w usta.
- No wiesz bywa. - rzekłam rumieniąc się lekko.
- A mi też tak zatańczysz? - zapytał poruszając dziwacznie
i zarazem znacząco brwiami. Zawsze gdy ma na mnie ochotę robi coś takiego.
- Nie. - powiedziałam i wstałam z kanapy. - Idę się
przebrać, zaraz jedziemy do ciotki. - rzekłam i pobiegłam się przebrać.
Założyłam jasne rurki, czarno-białą bluzkę, z odkrytymi do połowy plecami,
baletki. Włosy upięłam jakoś, nawet nie można tego nazwać i założyłam na głowę
opaskę. Louis nadal siedział przed telewizorem. Zeszłam do niego.
- Ślicznie wyglądasz. - rzekł z uśmiechem gdy mnie
zobaczył. Wyłączył odbiornik i podszedł do mnie.
- Dziękuję. - dałam mu buziaka, a on go odwzajemnił z
uśmiechem na ustach. Wyszliśmy z domu, to znaczy on, ja poleciałam po torebkę.
Potem dołączyłam do niego. Wsiedliśmy do samochodu, ja mówiłam jak nawigacja
specjalnie żeby go rozdrażnić, bo jak napinają mu się mięśnie jest cholernie
seksowny, takie brytyjskie ciacho. W radiu rozbrzmiała piosenka Nickelback -
Photograph. Ulubiony zespół Stell. Potem zaczęły lecieć rytmy piosenki Ushera -
Without you. Droga nie była zbyt długa, to tylko 10 min samochodem. No więc gdy
byliśmy na miejscu przydarzyło się coś okropnego Louisowi, ja ryłam tylko z
niego. Wysiadając z samochodu jakiś zapchlony kundel mojej ciotki obsikał mu
buta. Myślałam, że nie wyrobię ze śmiechu, ale musiałam go w sobie tłumić, bo
chłopak by się obraził. Tomlinson się wkurzył i kopnął w koło. Los chciał, że
odpadł kołpak. Ciotka widząc całą sytuację zaprowadziła nas do ogrodu aby się
odstresować, tam właśnie będziemy jedli nasz obiad. Przy okazji poznałam
narzeczonego Roxy, nazywa się Aden. Jest mechanikiem, ma w całej Angli sklepy z
częściami do samochodów i innych pojazdów. Nawet miły.
- Chłopaki nie macie ochoty postrzelać z dubeltówki? -
zapytała Roxy, Louis spojrzał na mnie pytająco, ja się tylko uśmiechnęłam.
- No możemy. - zabrał głos Aden.
- Tylko się nie pozabijajcie. - powiedziałam. - No bo
szkoda takiej końskiej mordki.
- Dzięki mała. - powiedział Lou z udawanym fochem, ja
cmoknęłam go w policzek i poradziłam aby już poszli strzelać.
- Nadal masz tą samą dubeltówkę, którą Har postrzelił kota
pani Moseley. - zapytałam z uśmiechem. Har, a raczej Harrison, młodszy brat
mojej mamy i Roxy.
- Tak ta sama. - powiedziała z zachwytem. - Pamiętasz jak
to się stało? - zapytała z nadzieją.
- Jak mogłabym zapomnieć. - powiedziałam i zaśmiałam się
lekko. No bo to było tak jakieś 3 lata temu. Ja, mama, Har i Roxy siedzieliśmy
za domem i oglądaliśmy nową dubeltówkę. Roxy kupiła sobie nie wiadomo po co.
Jak się okazało kupiła też taką fajną maszynę, która wypuszcza piłkę w
powietrze. No więc zabraliśmy się za strzelanie. Pierwsza była mama, ale ona
nie trafiła, Roxy też nie, następna byłam ja. Mój pocisk trafił w koło od
samochodu. Kolejny Harrisom. Piłka poleciała w góre i dość szybko spadała, gdy
była już praktycznie przy ziemi ten strzelił, ale niestety trafił w kota
starszej pani Moseley, która mieszkała dość niedaleko. Biedny kot nie przeżył
tego. Starsza kobieta wydarła się na wujka tak, że nawet w Bradford nie
mieszka, bo myśli, że ona nadal go skrzyczy, ale ona wyprowadziła się do córki,
gdzieś daleko, ale w Anglii.
- Sam, czy ty i Lewis już no wiesz, ten tego? - zapytała.
Pytanie nie na miejscu.
- To jest Louis, a wiesz no bo my, tak robiliśmy to. -
powiedziałam bez owijania w bawełnę. Jej mogę wszystko powiedzieć. Wiem, że w
życiu nie wygada się mojej matce.
- Ale żeby nie było wpadki. - ostrzegła. Tak za każdym
razem gdy poznawała moich facetów pytała o to.
- Nie martw się. - powiedziałam i uśmiechnęłam się na
widok Louisa, który chybił strzał. Tak zaczęłam rozmyślać, że to nie możliwe,
jak to wszystko się zmieniło. Ja, zwykła dziewczyna, zakochałam się w kimś,
kimś dobrym, w Louisie, ale nie on jest przy mnie gdy go potrzebuję tylko Liam,
pół nocy już po skończeniu naszych „rozgrywek” wyobrażałam sobie na jego
miejscu swojego przyjaciela. Wiem, to podłe, ale cóż czasem każdy ma fantazje,
ale nie trwały one długo, bo do rzeczywistości ściągnęło mnie słodkie chrapanie
Louisa. On jest cudowny i taki słitaśny, że można go nazwać ciasteczkiem z mega
dawką cukru, bitą śmietaną i wisienką na czubku. Nie dowierzanie, już minęło
sporo czasu, a dziś mam urodziny. Jestem ciekawa czy on o tym wie. Chociaż nie,
bo ja mu nie mówiłam.
- Sam! - ktoś wydarł mi się do ucha, to była ciotka.
Spojrzała na nie wyczekująco, wtedy poczułam wielki, to znaczy mocny ból głowy.
Coś na mnie wleciało.
- Auć! - pisnęłam. Leżałam już na ziemi. Tak oberwałam, że
z krzesła spadłam. - Co do kurwy nędzy?! - krzyknęłam zła, a wtedy zauważyłam
nad sobą Louisa i Adena, pomogli mi wstać. - Co to było? - zapytałam stojąc
obok stołu, Louis mnie podtrzymywał, bez niego chyba bym leżała plackiem na tej
trawie.
- Wszystkiego najlepszego mała. - usłyszałam głos, męski
głos. Taki dobrze mi znajomy, głos osoby o kilka lat starszej ode mnie.
- Uduszę cię. - wysyczałam łapiąc się za głowę. - Czym
oberwałam? - zaczęłam rozglądać się dookoła, a obok swojej nogi zauważyłam piłkę
do rugby, przewróciłam oczami i wtuliłam się w swojego chłopaka. - Idiota z
ciebie, Harrison. - powiedziałam do niego.
- Też cię kocham Sam. - powiedział, po czym podszedł do
mnie i mocno przytulił mimo, że byłam już wtulona w swojego chłopaka, który patrzył
się tempo na mnie. Mój psycho wujek odlepił się. - Harrison jestem. - podał
rękę Louisowi, a ty to...? - spojrzał na niego pytająco, a potem na mnie.
- Jestem Louis. - powiedział brunet, odsunął mnie od
siebie i uścisnął dłoń wujka. - Kim ty jesteś? - zapytał podejrzliwie.
- Sam, nic mu nie powiedziałaś? - zapytał Har obejmując
mnie ramieniem, czyli to znaczy, że chce się podroczyć z moim chłopakiem. -
Powiem ci tak... - zwrócił się do Lou. - Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz
znać odpowiedzi.
- Owszem, chcę znać. - powiedział Tommo poważnym tonem.
- Ale to może źle się na tobie odbić. - powiedziałam.
- Oraz postawić cię w krępującej sytuacji. - powiedział
wujaszek i pocałował mnie w głowę, to dziwne nazywam go wujkiem, a między nami
jest 5 lat różnicy.
- Już w takiej stoję. - powiedział groźnie. Ja słodko się
uśmiechnęłam.
- Powiemy mu? - zapytał Har tak nonszalancko.
- Chyba musimy. - powiedziałam smutno.
- No to czekam. - odezwał się wkurzony kochaś.
- No dobra. - powiedział Har. Zrobiła się chwila
milczenia, taka cisza przed burzą. - Jestem jej wujkiem. - rzekł.
- Jak mogłaś przecież ja... - i urwał chyba właśnie teraz
do niego dotarło co takiego powiedział. - Wujek?
- Żebyś tylko widział swoją minę stary. - powiedział ze
śmiechem Har i ominął mojego chłopaka i poszedł do ciotki, która była w kuchni.
- Zwariowałaś? - zapytał szeptem, ale ze złością. - Już
myślałem, że będę musiał się z nim bić. - powiedział i odwrócił się do mnie
plecami. Ja objęłam go od tyłu i oparłam głowę o jego.
- Wiesz, że cię kocham. - powiedziałam szelmowsko. On się
odwrócił i mnie pocałował. Ten jego słodki oddech, te oczy wpatrzone w moje,
ten piękny uśmiech. Przy nim czuję się taka malutka, ale wcale nie jestem taka,
no dobra może trochę od niego niższa.
- O wiadomość! - krzyknął Harrison trzymając w ręce czyjś
telefon, ale nie mój. - Do kogo należy zguba?
- Chyba do mnie. - powiedział Tomlinson podchodząc do
niego i zabierając telefon. Jestem ciekawa tej wiadomości. Poszedł na drugi
koniec ogródka i zadzwonił do kogoś.
- Widziałem cię w E! - oznajmił mi wujcio z uśmiechem. -
No nieźle. Ten chłopak... - wskazał Lou palcem. - Jest szczęściarzem, że może
umawiać się z moją siostrzenicą. - rzekł dość szybko jak na jego tok mówienia.
Po chwili dodał. - Ale jeśli cię skrzywdzi wiedz, że go znajdę i... -
przerwałam mu.
- Nie musisz, Stella i Liam... - nad tym drugim imieniem
musiałam się zastanowić. - Dorwali by go pierwsi, a on by popamiętał to do
końca życia.
- No widzę, że masz już w tamtym świecie oddanych
przyjaciół. - powiedział tajemniczo, przeciągając końcówkę ostatniego wyrazu.
Jestem zdziwiona, bo nie wiem o co lata. Harrison co chwilę spoglądał na
parking przed domem, gdzie stał nasz samochód, tzn. Lou samochód.
- Har, w porządku z tobą? - zapytałam przykładając swoją
dłoń do jego czoła aby sprawdzić czy ma
gorączkę.
- Tak, w porządku. - powiedział spoglądając krzywo w
tamtym kierunku. Zabrałam dłoń z jego twarzy i sama spojrzałam w tamtym
kierunku, nic nie widziałam.
- Roxy!! - zaczęłam się drzeć. - ROXY!!! CHODŹ TU
SZYBKO!!! - wrzasnęłam z niepokojem. Ona szybko z dużą łyżką do sałatki w lewej
dłoni i młotkiem do kotletów w prawej zjawiła się tuż obok mnie.
- Co się dzieje? - zapytała zdyszana. Hahaha komicznie to
wyglądało, gdzieś po drodze pogubiła swoje buty.
- Harrison zachowuje się dziwnie. - powiedziałam i
spojrzałam na nią badawczo, chyba zrozumiała.
- No wiesz. Myślałam, że jakiś złodziej lub coś tu jest. -
powiedziała i wróciła do kuchni. W tym czasie przyleciał Louis, który skończył
rozmowę.
- Co się stało? - zapytał mnie, a ja pokręciłam głową, na
znak, że nie wiem. - Ej nic ci nie jest? Mam dzwonić na pogotowie, policję lub
coś w tym stylu? - zapytał mój chłopak.
- Może po lawetę zadzwoń. - ta odpowiedź dużo dała mi do
myślenia. Te cholerne otrzęsiny.
- O kurwa! - wrzasnęłam. - Jak mogłam się nie domyślić!
- Sam, o co chodzi? - zapytał Lou trzymając mnie za rękę,
spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Przepraszam kocie. - powiedziałam i pobiegłam do ciotki.
Do kuchni droga była prosta, ale dość długa. Gdy już się tam znalazłam,
zobaczyłam, że ciotka robi moją ulubioną sałatkę cesarską. Ustałam obok niej
opierając się o blat, nalałam sobie do szklanki zimnej wody z kranu i wypiłam
wszystko.
- No mów co jest. - poganiała mnie.
- Czy nadal są tutaj te „otrzęsiny”? - pytanie może nie na
miejscu, ale boję się, że to właśnie się stało.
- No czasami, a co? - zapytała, a ja posłałam jej
spojrzenie mówiące „A zgadnij kobieto!” - Kurwa! - wrzasnęła. - Aden! Chodź na
parking. - zawołała narzeczonego, który szukał chyba piwa w spiżarce. Ja już
byłam na podjeździe, koła w sportowym aucie Louisa były dziurawe. Ktoś przeciął
je nożem. Pewnie jakieś smarki!
- Cholera i co teraz! - zaczął panikować Lou.
- Gdzie ja teraz znajdę nowe koła? Nie będziemy mięli jak wrócić.
- Spokojnie. - rzekła Roxy. - Aden zaholuje
twój samochód do warsztatu i tam się nim zajmą, a póki co ja pożyczę wam mój
kabriolet.
Ciotka zaprowadziła nas do garażu, gdzie stało
jej różowe autko. Jak Lou zobaczył czym ma jeździć opadła mu szczena. Miałam z
niego niezły ubaw. Tak swoją drogą, zastanawiam się co jeszcze ciekawego
przydarzy nam się podczas naszego pobytu w Bradford. Jak na razie nie musimy
narzekać na brak wrażeń.
Kiedy moje słonko upewniło się, że jego
samochód jest w dobrych rękach, poszliśmy do ogrodu aby zjeść obiad, który
przygotowała Roxana. Może ona czasem zachowuje się jak dziecko, ale gotuje
fantastycznie. Z tej okazji, że dzisiaj moje urodziny czekała na mnie
niespodzianka w postaci tortu, który przywiózł Harrison. Wszyscy obecni
zaśpiewali mi „Sto lat”, złożyli życzenia i dali prezenty.
Byłam już trochę zmęczona tymi wszystkimi
niespodziankami, więc podziękowałam za wszystko i razem z Louisem wróciliśmy do
domu.
Kiedy Lou poszedł pod prysznic zadzwonił mój
telefon. To była mama. Pod pretekstem złożenia mi życzeń urodzinowych wypytała
również czy wszystko u nas w porządku. Jeszcze chwilę z nią pogadałam, a potem
poszłam do łazienki.
Kiedy wróciłam Louis leżał rozłożony na łóżku
i słodko się do mnie uśmiechał.
- Co tak się gapisz? - zapytałam.
- Nie wiem dlaczego nie powiedziałaś mi o
swoich urodzinach, ale chciałbym to teraz nadrobić i co powiesz na urodzinowy
seks? - zapytał śmiesznie poruszając brwiami.
- Zapomnij. - położyłam się obok niego
przykrywając kołdrą. Jego mina była wręcz komiczna. - Seks był wczoraj. -
skomentowałam to krótko i dałam mu buziaka. Louis cicho jęknął rozczarowany.
Wtuliłam się w niego. Czułam jak gładzi mnie po plecach. Po chwili odpłynęłam w
krainę snów.
************************************************
Co prawda nie było jeszcze wymaganej
liczby komentarzy, ale EveryCalm napisała rozdział, więc go dodaję.
Obiecuję, że w następnym rozdziale
będzie nasz ukochany Niall. ;)
Tradycyjnie prosimy o wasze opinie.
Teraz Karolina jest w Oxfordzie, więc na
razie nie tworzy, ale jeśli nie będzie 30 komentarzy, to nowy rozdział
się nie pojawi. Wierzymy w Was i na pewno dacie radę. :)
Tymczasem
udanych wakacji i do następnego ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)